Ekologiczność naturalnej to taka sama ściema. Wybierz święta bez choinki.

Mam przed oczyma panią, obierającą jabłko. Długa wstążka skórki wije się pod nożem i spada prosto na podłogę. Obok inna kobieta obiera jajko na twardo. Nie wierzę w to co widzę: skorupki jajka powoli lądują na podłodze, a pasażerki spokojnie pałaszują swoje podróżne zapasy. Po dłuższej chwili wszyscy grzecznie podnoszą nogi. To obsługa pociągu z niezwykle szeroką drewnianą szczotką wygarnia z kolejnych przedziałów podobne resztki na korytarz. Po chwili całkiem pokaźny zwał odpadków, sprawnie wymieciony, ląduje za burtą chińskiego pociągu.

Czytaj dalej „Ekologiczność naturalnej to taka sama ściema. Wybierz święta bez choinki.”

Ladacznica z zasadami, czyli jak dowiedziałem się, że jestem egzystencjalistą w Teatrze Szekspirowskim.

Ladacznica z zasadami, Teatr Szekspirowski Gdańsk

Niedawno, słuchając rewelacyjnego Sons Of Kemet, zupełnie jak pan Jourdain, bohater komedii Moliera, który dowiedział się, że mówi prozą, zorientowałem się, że słucham jazzu. Kilka dni temu, w znanym gdańskim teatrze, moje życie uległo znowu przełomowi.

Czytaj dalej „Ladacznica z zasadami, czyli jak dowiedziałem się, że jestem egzystencjalistą w Teatrze Szekspirowskim.”

Podróże Guliwera, Jonathan Swift, Podróż do kraju Houyhnhnmów

Portret dwóch koni arabskich czystej krwi.
Milan & Evora zdjęcie: Marta Baranowska

Ta książka kojarzy się z historyjkami dla dzieci. Wiadomo, Guliwer trafia do krainy Liliputów. Wszyscy chyba pamiętają ten obrazek: Guliwer leży na wznak na plaży, jego ciało, a nawet włosy, są przymocowywane do ziemi przez uwijające się wokół maleńkie postacie ludzkie. Swift „Podróży Guliwera” nie napisał przecież dla dzieci, książka była ostrą satyrą wymierzoną głównie w XVIII Anglię i jej stosunki społeczne. Chyba jednak nie z tego powodu Orwell miał powiedzieć, że gdyby miał wybrać sześć książek, które miałyby ocaleć, podczas gdy wszystkie inne uległyby zniszczeniu, Podróże Guliwera z pewnością znalazłyby się wśród nich. Zupełnym przypadkiem przeczytałem niegdyś całość i przede wszystkim czwarta część, rzadko obecna w popkulturze, podróż Guliwera do krainy Houyhnhnmów zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie.

Czytaj dalej „Podróże Guliwera, Jonathan Swift, Podróż do kraju Houyhnhnmów”

Tlenu nie mamy z drzew.

Urobos Wyobrażenie uroborosa autorstwa Theodorosa Pelecanosa z 1478 z traktatu alchemicznego zatytułowanego Synosius.(za wikipedia)

Na ile można uprościć rzeczywistość by była strawna dla naszych umysłów? Wszystko co postrzegamy jest tylko modelem i uproszczeniem rzeczywistości. Kolory, które wydają nam się tak rzeczywiste, to tylko reprezentacja długości fali światła odbitej od przedmiotu, identycznie jak mapa hipsometryczna z jej zieleniami depresji i czerwieniami himalajów jest tylko modelem rzeczywistych gór i nizin. W dodatku do wszystkiego musimy dopiąć emocje, które stają się siłą napędową życia. Wszystko jest dobre lub złe. Dało mi do myślenia, gdy dzieciom pokazałem hubę i zgodnie zakrzyknęły „pasożyt”, a panie nauczycielki patrzyły na mnie jak na kiepskiego szarlatana, gdy oświadczyłem, że tlenu nie mamy dzięki drzewom.

Czytaj dalej „Tlenu nie mamy z drzew.”

Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.

Zabłądzić w lesie straszna rzecz?

Zdarzyło mi się zabłądzić w lesie wiele razy i doskonale pamiętam to przerażające uczucie. Przyjazny las staje się nagle obcy a nasz umysł jest na krawędzi paniki.

Dzięki temu doświadczeniu przełamywałem później swój lęk, wędrując zimowymi wieczorami po lesie na nartach śladowych. Las nocą wygląda zdecydowanie inaczej niż za dnia, ale wystarczała mi znajomość sieci lokalnych dróg i aplikacja w smartfonie. Zdecydowanie nie był to polecany przez wielu leśników mBDL czyli mobilny Bank Danych o Lasach..

Czytaj dalej „Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.”

Majtkowy fałsz.

Pamiętacie Neo z Matrixa? był Wybrańcem. Potrafił walczyć z multiplikującymi się agentami, nagłymi saltami i unikami schodził z linii ognia pocisków roztrzaskujących granitowe ściany. Później doznał oświecenia. Ujrzał prawdziwą istotę świata: był stworzony z zielonych, płynących z góry na dół znaków. Wszystko się zmieniło. Już nie musiał wywijać salt. wystarczyło, że uniósł do przodu wyciągniętą rękę, by wystrzelone w niego kule zatrzymały się i spadły na dół.

Czytaj dalej „Majtkowy fałsz.”

Nie biegaj (przynajmniej na początku) na nartach.

Beskid Wyspowy, fot. Łukasz Ciechanowicz.

Określenie tej formy narciarstwa jako  “biegania na nartach”  moim zdaniem wprowadza w błąd i tak naprawdę zniechęca od tej aktywności. Jeśli nigdy nie biegałeś, to pomysł by robić  to z dodatkowo  przypiętymi do nóg nartami i kijkami w dłoniach będzie raczej tym bardziej nieatrakcyjny. Osobiście używam nart, które zwykle określa się jako biegowe od przedszkola i praktycznie nigdy nich nie biegałem!

Czytaj dalej „Nie biegaj (przynajmniej na początku) na nartach.”

Zażyj oldskulu na biwaku.

Na przykład robiąc wrzątek w samowarze Kelly Kattle.(to z niego bucha ten płomień), fot. Marcin Zalewski.

Pamiętam grupę rosyjskojęzycznych turystów w charakterystycznych, drelichowych, brązowych strojach. Było to głęboko w górach Krymu. Jeden z nich miał stary plecak z epoki sprzed stelaży, ewidentnie wypchany ziemniakami i dużymi konserwami oraz wielki, osmalony kociołek. Dla nas była to zupełna egzotyka. Mieliśmy kurtki z membranami, nowoczesne plecaki bez stelaża, polary, do jedzenia lekkie kabanosy i chińskie zupy yum yum, tylko kociołek mieliśmy taki sam, tylko mniejszy. Dziś wśród tzw. bushcraftowców niezwykle modne stały się z powrotem praktycznie identyczne kurtki z grubej bawełny. Trzeba w nie pracowicie wprasowywać żelazkiem specjalny wosk, by stały się odporne na deszcz. Skandynawska firma ze sprzętem turystycznym oferuje takie oldskulowe kurtki za hmmm spore pieniądze. Jeśli o stroje chodzi, mi się sprawdzają akurat nieco bardziej współczesne rozwiązania, ale w terenie nadal gotuję raczej na niewielkim ognisku, niżej napiszę, jak się do tego zabrać, by robić to w miarę skutecznie.

Czytaj dalej „Zażyj oldskulu na biwaku.”

Kluczem do komfortu jest dobry sen. Czyli o śpiworach i okolicach słów kilka.

Od lewej: syntetyk, puch, syntetyk 🙂

Moim zdaniem kluczem do komfortu jest dobry sen. Może mam pewne urazy z harcerskich czasów. Na rajdach nie nosiliśmy ze sobą dmuchanych gumowych materacy.  Plecaki i tak miały po 20 kg, karimat jeszcze nie było. Spaliśmy zawsze na gołej podłodze namiotu i raczej marzłem. W końcu mama, przy pomocy koca w kratę, ociepliła mi mój harcerski  śpiwór w kształcie prostokąta o pięknym odcieniu khaki. Tak wyposażony pojechałem na wiosenny rajd.  W rezultacie pamiętam długi poranek, gdy spać nie dawał mi stukot własnych zębów.  Gdy w końcu wstałem, z trudem próbowałem ogrzać się przy wątłym ognisku. Wokół bielał szron i wiał zimny wiatr, obozowaliśmy na wysuniętym w jezioro cyplu, jak to na Mazurach: kwiecień plecień wciąż przeplata, trochę zimy trochę lata.

Czytaj dalej „Kluczem do komfortu jest dobry sen. Czyli o śpiworach i okolicach słów kilka.”