Podobno mędrcy chińscy stosowali proste kryterium, badając czy coś jest sztuką: jeśli wywołuje ciarki na plecach to jest. Opowiadanie Stasiuka „Miejsce”, które znienacka zostało lekturą szkolną, przynajmniej dla mnie, według tego kryterium, sztuką jest. Wywołało może nie ciarki, ale gulę w gardle, zwiastującą silne wzruszenie. Jest naprawdę świetne. Nic dziwnego, że za ministra Czarnka opowiadanie znalazło się w kanonie lektur: chyba bezwiednie wpisuje się w prawicowy, czarno-biały obraz świata, a w zasadzie cywilizacji: tej, która odeszła lub odchodzi, silnie związanej z życiem duchowym, z sacrum i współczesnej cywilizacji śmierci.
Czytaj dalej „Opracowanie: „Miejsce” Andrzej Stasiuk.”Księgi Jakubowe i siła kobiet*.
Gdy Tokarczuk w Księgach Jakubowych dociera do Szechiny, przez chwilę sądzę, że ją na fali obłąkańczego feminizmu wymyśliła. Ale ta ziemska, kobieca inkarnacja jedynego Boga istniała naprawdę, przynajmniej w niezwykle skomplikowanej żydowskiej teologii, którą dotąd miałem za absolutnie patriarchalną. Poszukiwania żeńskiej Bogini Tokarczuk zaczyna od sumeryjskiej Isztar (Inanna) w „Anna In w grobowcach świata”. Czy hinduska bogini Kali będzie tematem kolejnej książki noblistki? Ta ziemska inkarnacja głównej hinduskiej bogini ostatecznej mocy, czasu i zniszczenia byłaby szalenie interesującym dopełnieniem tych poszukiwań.
Czytaj dalej „Księgi Jakubowe i siła kobiet*.”Język Wielkiego Księstwa.
Władze zamknęły ostatnie szkoły uczące po białorusku, kraj według opinii znajomego, jest po prostu okupowany przez Rosjan. Tymczasem Spotify podsunął mi utwór po białorusku właśnie. „Aršanskaja bitva 1514” zespołu Stary Olsa który od 1999 r gra muzykę średniowieczną. Jeśli interesujecie się historią, lub muzyką dawną (melodia pieśni pochodzi z XVI wiecznej muzyki ludowej) to warto sięgnąć po ten utwór, i przypomnieć sobie, że nieco wcześniejsza wersja tego języka (a nie litewskiego!) była właśnie mową Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Czytaj dalej „Język Wielkiego Księstwa.”Ekologiczność naturalnej to taka sama ściema. Wybierz święta bez choinki.
Mam przed oczyma panią, obierającą jabłko. Długa wstążka skórki wije się pod nożem i spada prosto na podłogę. Obok inna kobieta obiera jajko na twardo. Nie wierzę w to co widzę: skorupki jajka powoli lądują na podłodze, a pasażerki spokojnie pałaszują swoje podróżne zapasy. Po dłuższej chwili wszyscy grzecznie podnoszą nogi. To obsługa pociągu z niezwykle szeroką drewnianą szczotką wygarnia z kolejnych przedziałów podobne resztki na korytarz. Po chwili całkiem pokaźny zwał odpadków, sprawnie wymieciony, ląduje za burtą chińskiego pociągu.
Czytaj dalej „Ekologiczność naturalnej to taka sama ściema. Wybierz święta bez choinki.”Ladacznica z zasadami, czyli jak dowiedziałem się, że jestem egzystencjalistą w Teatrze Szekspirowskim.
Niedawno, słuchając rewelacyjnego Sons Of Kemet, zupełnie jak pan Jourdain, bohater komedii Moliera, który dowiedział się, że mówi prozą, zorientowałem się, że słucham jazzu. Kilka dni temu, w znanym gdańskim teatrze, moje życie uległo znowu przełomowi.
Czytaj dalej „Ladacznica z zasadami, czyli jak dowiedziałem się, że jestem egzystencjalistą w Teatrze Szekspirowskim.”Podróże Guliwera, Jonathan Swift, Podróż do kraju Houyhnhnmów
Ta książka kojarzy się z historyjkami dla dzieci. Wiadomo, Guliwer trafia do krainy Liliputów. Wszyscy chyba pamiętają ten obrazek: Guliwer leży na wznak na plaży, jego ciało, a nawet włosy, są przymocowywane do ziemi przez uwijające się wokół maleńkie postacie ludzkie. Swift „Podróży Guliwera” nie napisał przecież dla dzieci, książka była ostrą satyrą wymierzoną głównie w XVIII Anglię i jej stosunki społeczne. Chyba jednak nie z tego powodu Orwell miał powiedzieć, że gdyby miał wybrać sześć książek, które miałyby ocaleć, podczas gdy wszystkie inne uległyby zniszczeniu, Podróże Guliwera z pewnością znalazłyby się wśród nich. Zupełnym przypadkiem przeczytałem niegdyś całość i przede wszystkim czwarta część, rzadko obecna w popkulturze, podróż Guliwera do krainy Houyhnhnmów zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie.
Czytaj dalej „Podróże Guliwera, Jonathan Swift, Podróż do kraju Houyhnhnmów”Tlenu nie mamy z drzew.
Na ile można uprościć rzeczywistość by była strawna dla naszych umysłów? Wszystko co postrzegamy jest tylko modelem i uproszczeniem rzeczywistości. Kolory, które wydają nam się tak rzeczywiste, to tylko reprezentacja długości fali światła odbitej od przedmiotu, identycznie jak mapa hipsometryczna z jej zieleniami depresji i czerwieniami himalajów jest tylko modelem rzeczywistych gór i nizin. W dodatku do wszystkiego musimy dopiąć emocje, które stają się siłą napędową życia. Wszystko jest dobre lub złe. Dało mi do myślenia, gdy dzieciom pokazałem hubę i zgodnie zakrzyknęły „pasożyt”, a panie nauczycielki patrzyły na mnie jak na kiepskiego szarlatana, gdy oświadczyłem, że tlenu nie mamy dzięki drzewom.
Czytaj dalej „Tlenu nie mamy z drzew.”Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.
Zdarzyło mi się zabłądzić w lesie wiele razy i doskonale pamiętam to przerażające uczucie. Przyjazny las staje się nagle obcy a nasz umysł jest na krawędzi paniki.
Dzięki temu doświadczeniu przełamywałem później swój lęk, wędrując zimowymi wieczorami po lesie na nartach śladowych. Las nocą wygląda zdecydowanie inaczej niż za dnia, ale wystarczała mi znajomość sieci lokalnych dróg i aplikacja w smartfonie. Zdecydowanie nie był to polecany przez wielu leśników mBDL czyli mobilny Bank Danych o Lasach..
Czytaj dalej „Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.”Majtkowy fałsz.
Pamiętacie Neo z Matrixa? był Wybrańcem. Potrafił walczyć z multiplikującymi się agentami, nagłymi saltami i unikami schodził z linii ognia pocisków roztrzaskujących granitowe ściany. Później doznał oświecenia. Ujrzał prawdziwą istotę świata: był stworzony z zielonych, płynących z góry na dół znaków. Wszystko się zmieniło. Już nie musiał wywijać salt. wystarczyło, że uniósł do przodu wyciągniętą rękę, by wystrzelone w niego kule zatrzymały się i spadły na dół.
Czytaj dalej „Majtkowy fałsz.”