Wstyd się przyznać do czytania czy oglądania niektórych rzeczy. Mnie przydarzyły się ostatnio „Ciemne Materie” Pullmana. Zacząłem od serialu, skończyłem na trzytomowej trylogii. Dlaczego nie wypada? Serial na oko dla nastolatek. Pewnie ktoś, kto połknął wszystkie tomy „Ani z Zielonego Wzgórza”, nie powinien się krygować. Na szczęście doprawiłem wszystko wczoraj „Trojankami” Klaty, które mi domknęły wszystko.
Serial przypomina bardzo dalekiego kuzyna Harry’ego Pottera. Dziecko z przepowiedni, magia, pancerne niedźwiedzie i alternatywne światy. Na razie mamy tylko pierwszy sezon, który z grubsza konsumuje pierwszy tom trylogii.
A dalej jest grubo. Jakiś czas temu minister Gowin protestował przeciwko brazylijskiemu „Pierwszemu kuszeniu Chrystusa”. Brazylijski sędzia zakazał wyświetlania tego filmu w swojej ojczyźnie, zaś kierowani miłością bliźniego obrońcy syna Bożego, obrzucili butelkami z benzyną siedzibę twórców filmu.
Ten dość średni, 45 minutowy skecz, przy napisanych ponad dwadzieścia lat temu „Mrocznych Materiach” to po prostu pchła szachrajka przy mastodoncie. Tylko odrobinę zakamuflowana, niezwykle zjadliwa krytyka Kościoła i najcięższa artyleria wytoczona przeciwko religii jako takiej, to mam wrażenie niezwykły ewenement, jeśli chodzi o literaturę ewidentnie w swej podstawowej warstwie skierowanej do młodzieży.
Po klasyczną pozycję „Boga urojonego” Richarda Dawkinsa nastolatka raczej nie sięgnie, a skuszona serialem, po trylogię Pullmana, kto wie, może?
Oprócz starców w różnych stadiach, na „Trojankach” w teatrze Wybrzeże, spore tłumki młodzieży licealnej (dzień dobry Pani, dzień dobry Marysiu). Tylko czekać protestu rodziców i duszpasterzy. Oślepieni scenami radosnego seksu Heleny (Figura!) i Menelaosa w bisie, nie zauważą rzeczy znacznie cięższego kalibru.
To straszny banał: te greckie tragedie niosą ze sobą głęboko ateistyczne przesłanie. Bogów w nich pełno, ale są oni wyłącznie metaforą naszych żądz, przypadkowych wahnięć losu. Hekabe wyśmiewa Helenę, tłumaczącą się przed mężem Afrodytą. Szło o gładkiego chłopca i łóżko, nie ma co bogów mieszać do tego. Na świecie jesteśmy sami. Za zło, które wyrządzimy oczekiwać możemy jedynie pomsty, nawet od bezbronnych kobiet, które wyłupią nam oczy i pomordują nasze niemowlęta. Atenę ruszy może zbezczeszczenie jej własnej kaplicy, ukarze nas za to ciężkim gradobiciem.
Idźcie na „Trojanki”. Na obrzędy o tysiąc lat starsze od tych niedzielnych. Nie przetrwały przypadkiem. Idźcie dla Kasandry z gitarą. Idźcie dla sceny, gdy Achajowie, po długim gwałcie na zarżniętej na grobie Achilla, siostrze Hektora, najpiękniejszej z Trojanek, rozstawiają na plaży leżaki, mówiąc bez słów: z nas, dumnych Greków, wy wszyscy.
Zdjęcie zwinięte z teatrwybrzeze.pl/spektakle/trojanki
Jeśli właściciela praw autorskich to porusza, proszę o sygnał, wybaczenie i usuwam.
Już w domu odpalcie Troy, Sinéad O’Connor 🙂
3 odpowiedzi na “Z Achajów my wszyscy.”