Jestem nędznym szachistą i od dawna nie grałem. Jestem jednak pewien, że z godzin spędzonych z ojcem nad szachownicą wyniosłem więcej przydatnych umiejętności niż z niejednego szkolnego przedmiotu. Pamiętam turniej, w giżyckim domu kultury, jedyny w którym brałem udział. Gdy wstałem od szachownicy i stanąłem z boku, zobaczyłem ją niejako z lotu ptaka, pod zupełnie innym kątem. Ciemno i jasnobrązowe kwadraty, białe i czarne figury – wszystko to nagle wyglądało inaczej, niż to, co wypełniało mój umysł przez wcześniejsze pół godziny.
Może dlatego lubię wszystko to, co pozwalana na nowe spojrzenie. Okazuje się wtedy, że wizja świata którą miałem dotąd w głowie, rozsypuje się niczym szkiełka w kalejdoskopie i zastyga w zupełnie nowym układzie. Takim doświadczeniem były np. książki o początkach człowieczeństwa i ludzkiej seksualności, co zaczęło się chyba od „Demonicznych samców” Desmonda Morrisa, czy teza o tym, że wynalezienie rolnictwa było największą klęską w dziejach ludzkości, którą najpierw odebrałem jako tanią prowokację w jakimś artykule w sieci a później czytałem o tym, już bardziej serio chyba u Noaha Harariego.
Po serial „Sukcesja” (HBO, Jesse Armstrong) sięgnąłem bo zachwalał go jako wybitny, Varga w Wyborczej. Bez trudu dotarłem do drugiego sezonu a i ten poleciał z górki. Sukcesja to obrazy z życia „górnego procenta jednego procenta” jak pisze Jakub Majmurek w Krytyce Politycznej. Dokładniej – walki o sukcesję po starzejącym się ojcu, Loganie Royu, magnacie medialnym. Oglądając kolejne odcinki męczyło mnie, czego metaforą jest serial. Bezwzględna walka o władzę przypomina szekspirowskie dramaty, co podpowiadał jeden z odcinków rozgrywający się w średniowiecznym zamczysku, gdzie część walczących o sukcesję, spędziła dzieciństwo. Pojawiały się nawet odniesienia do słynnego dramatu Sofoklesa. Jeden z synów Roya wyrusza do matki, z misją uzyskania, możliwie niskim kosztem, poparcia na rzecz byłego męża. Jego posługujący się niebywale soczystym językiem językiem brat (i nie tylko on), tę misję kwituje krótko: masz wy…ć matkę. Gdy wyprawa kończy się pełnym sukcesem, żartuje, że powinien wyłupić sobie jeszcze oczy.
[spoilery]
Pierwszy sezon kończy się nieudaną próbą „zabicia” ojca czyli nieudaną próbą przejęcia władzy w firmie przez Kendalla, drugiego z kolei syna Logana Roya. W drugim sezonie pojawiają się odniesienia biblijne – powrót syna marnotrawnego. Kendall jadąc samochodem młodego kelnera, powoduje wypadek, w którym ów chłopak ginie. Kierowcy wydaje się, że jego udział w wypadku jest nie do wykrycia, wraca na wesele siostry. Rano okazuje się, że jego ojciec nie tylko jest wszechwiedzący ale i wszechmocny: wie o wypadku i przy udziale powolnych mu służb zaciera ślad udziału w wypadku swojego syna. Kendall zaś, zupełnie jak w przypowieści biblijnej wcześniej martwy dla ojca, o włos martwy również dla świata, powoli ożywa i staje się oddanym sługą ojca.
Ten jednak nie widzi w nim następcy. Wyznaje to swojej kochance, mówiąc, że jego następca musi mieć mentalność bezwzględnego zabójcy, a jasne jest, że jego syn taki nie jest.
Koncepcja, że Chrystus zabił swojego ojca nie pojawia się w „Sukcesji” wprost. Jest zaledwie czytelną metaforą, ale podaną w taki sposób, że człowiek dziwi się, że sam takiej oczywistości nie widział. W ostatnim odcinku, rodzina i kilkoro najbliższych pracowników na rozkaz Logana Roya, debatują kogo z pośród nich złożyć w ofierze opinii publicznej, która to ofiara odwróci osunięcie się w gruzy rodzinnego imperium zagrożone wyjściem na jaw bezprecedensowo paskudnym traktowaniem własnych pracowników. Po chwili staje się jasne, że ofiara musi być proporcjonalna do popełnionych win. Propozycja Roya, że sam się złoży w ofierze, jest tylko woltą która pokazuje jedyne wyjście: ojciec musi poświęcić syna, będącego jednym z ważniejszych dyrektorów i domniemanym spadkobiercą. Tylko taka ofiara będzie odpowiednia. Kendal godzi się na rolę baranka, co jest o tyle wiarygodne, że ma w ten sposób szansę na odkupienie własnej winy, która ciągle ciąży na jego sumieniu. W ten sposób kolacja na luksusowym jachcie zamienia się w ostatnią wieczerzę.
Przedostatnia scena przedstawia kaźń Kendalla podczas konferencji prasowej gdzie ma się przyznać do win. Zamiast tego zmartwychwstaje, pokazując dowody, na to że winny jest jego ojciec, traktujący słabszych od siebie jako istoty nie posiadające pełni ludzkich praw. Śledzący na ekranie telewizora konferencję swojego syna Logan Roy uśmiecha się z aprobatą: wreszcie ma następcę, który ma siłę władać jego imperium. Trochę to inne spojrzenie na tą starą biblijną szachownicę z jej starym zawistnym bogiem, i jego synem, nie sądzicie?
Jedna odpowiedź do “Czasem warto wstać i popatrzeć na szachownicę z innej strony.”