Może zmienić i leśników, i całe Lasy Państwowe.

Wolontariuszki Julia i Karolina
Wolontariuszki Julia i Karolina nie przyjechały tu dla t-shirtów i czapek. Przyciągnęła je magia Tatr, ale też możliwość zrobienia czegoś pozytywnego w gronie starych i nowych znajomych

Z wolontariatem leśnicy starszego pokolenia mogą mieć niezbyt dobre skojarzenia. Pojęcie pochodzi od łacińskiego słowa voluntarius –  „dobrowolny”, ale szkolne jesienne wykopki, w których brali udział, były wypaczeniem tej idei. Dziś wolontariat znowu jest w modzie i ma ogromny potencjał dla Lasów Państwowych.

Mnóstwo ludzi chce zrobić coś pożytecznego dla przyrody, dla środowiska. Jeśli my, leśnicy, im tego nie umożliwimy, zrobią to inni – powiedział mi w „Storczyku”, klimatycznej kwaterze wolontariuszy u ujścia Doliny Kościeliskiej, Janek Krzeptowski-Sabała, specjalista ds. turystyki w Tatrzańskim Parku Narodowym i

absolwent leśnictwa na UR w Krakowie. Oczywiście leśnicy odpowiadają na tę potrzebę od dawna. W Nadleśnictwie Gdańsk uprawy sadzone przez ochotników są dziś tęgimi młodnikami, a śmieci w ramach akcji „Sprzątanie świata” zbieramy wspólnie od lat. Ale wolontariat realizowany z ustawą o wolontariacie w ręku to w LP dość świeża sprawa.

W Nadleśnictwie Gdańsk pierwszego wolontariusza zatrudniliśmy do pomocy w prowadzeniu stoiska podczas Pomorskiego Pikniku Naukowego w 2012. Ta jaskółka długo nie przynosiła wiosny. Nasza sytuacja prawna, zdaniem specjalistów, lokowała nas poza ustawą i dlatego nie mogliśmy nawiązywać współpracy z wolontariuszami. Sytuacja zmieniła się w tym roku. W nadleśnictwie powstało stosowne rozporządzenie i podpisano pierwsze porozumienia. To z kolei zaowocowało zaproszeniem autora tego  do Tatrzańskiego Parku Narodowego, w celu zapoznania się z doświadczeniami TPN z wolontariatem.

Od morza aż do Tatr, do Tatr zza oceanu

Właśnie dzięki zaproszeniu TPN trafiłem do kwatery wolontariuszy – małych trójkątnych domków pamiętających jeszcze lata 60. Park zapewnia chętnym do pracy nocleg, a także szkolenie – z BHP, przyrody TPN i zasad udostępniania Parku. „Wolontariat jest darmowy, ale nie bezinteresowny” – to założenie w TPN traktuje się poważnie. Na same ubrania dla wolontariuszy wydano w tym roku ok. 50 tys. zł. Biorąc pod uwagę, że przyjedzie ich w Tatry ok. 400, a każdy otrzyma koszulkę z logo parku i napisem „wolontariusz”, soft-shellową czapkę i taką też kurtkę (choć ta jest akurat do zwrotu), nie jest to wygórowana kwota.

Wolontariusze korzystają też z darmowego transportu. Zorganizowane jest to prosto: do dyspozycji mają jedną linię busów, wpisują się do specjalnego zeszytu kierowcy (ten wyrywkowo sprawdza legitymację wolontariusza) i jedzie się gratis. Później kierowca wystawia na podstawie tych wpisów fakturę (w tym roku ok. 10 tys. zł) i załatwione.

Mimo że TPN gwarantuje swoim wolontariuszom tak wiele, zdarzają się w internecie głosy krytyki, np. takie, że powinien gwarantować również wyżywienie. Ja jednak narzekań z ust pracujących pro publico bono nie usłyszałem. Wręcz przeciwnie. O prężnie działającym wolontariacie w polskich Tatrach krążą już legendy. I nic dziwnego, bo pracownicy TPN tajników organizacji ochotniczej pracy uczą się najlepszych – parków narodowych USA. Darek Giś, koordynator wolontariatu w TPN, nie kryje podziwu dla amerykańskich seniorów, którzy pracują jako wolontariusze na pełen etat. – To wysokiej klasy specjaliści, mają ogromne doświadczenie. A bezpłatna praca w gronie innych emerytów to dla nich sposób na życie – mówi.

Moc śmieci

Na tatrzański wolontariat przyjeżdżają raczej młodzi ludzie. Nie ma ograniczeń wiekowych, trzeba być tylko pełnoletnim, a co do górnej granicy wieku – „można przyjechać, jeśli zdrowie pozwala”. Są studenci i młodzi ludzie, którzy skończyli naukę, ale zanim zaczną pracować na etacie, chcą zrobić coś pozytywnego. Spotkałem tu Ewę, która pracuje dla dużej amerykańskiej korporacji farmaceutycznej. Jej pracodawca pozwala na 40 godzin wolontariatu rocznie, poza urlopem. W całych LP obowiązuje  już zarządzenie o wolontariacie, ale zastanawiam się, czy nie warto rozważyć rozszerzenia go o podobne możliwości? Poznałem też Marka, który pracuje na rzecz Tatr już kolejny sezon. Na początku przyjeżdżał sam, teraz towarzyszą mu znajomi z pracy. – To sprawia ogromną satysfakcję – opowiada. – Słyszę czasem, jak rodzice mówią dzieciom, że fajnie być wolontariuszem. A ja lubię tłumaczyć ludziom, jak się zachować w parku. Super jest z nimi rozmawiać. Najbardziej jednak podoba mi się sprzątanie, bo mogę chodzić po górach.

Największą popularnością w TPN cieszy się właśnie sprzątanie szlaków. Może to nic dziwnego, przecież od akcji „Sprzątanie świata” zaczął się też – jeszcze niezbyt świadomy – wolontariat w LP. W aglomeracji trójmiejskiej spontaniczne akcje znajomych skrzykujących się do wspólnego zbierania śmieci nie są dziś rzadkością. Jeśli się do nas zgłoszą, leśnicy zapewniają chętnym worki i odbiór śmieci. O planowej koordynacji i cyklicznym sprzątaniu np. konkretnych szlaków na razie nie

W TPN wolontariusze sprzątają Tatry Zachodnie, sprzątaniem szlaków w Tatrach Wysokich zajmują się zaś firmy wyłonione w przetargach. Dzięki odpowiedniemu podziałowi obowiązków można uniknąć potencjalnego konfliktu, który może zaistnieć również w LP: wolontariusze zabierają przecież pracę ludziom, którzy wykonują ją za pieniądze. Jeśli rozpatrywać wolontariat od strony ekonomicznej, pewną podpowiedzią może być powiedzenie znane pracownikom TPN z USA:

Na to trzeba trochę czasu

Mam wrażenie, że w Tatrzańskim Parku Narodowym wolontariat postrzega się przede wszystkim jako gałąź pogłębionej edukacji i promocji. Wolontariusze stają się swego rodzaju ambasadorami TPN. Oprócz tego, że świetnie orientują się, na co, chodząc po górach, można sobie pozwolić i potrafią tę wiedzę w sposób kulturalny przekazywać  turystom, wyróżnia ich też nowoczesny i jednakowy strój. To z pewnością pomaga im w pełnieniu funkcji – jednoznacznie identyfikuje ich jako wolontariuszy, ale też profesjonalistów. To, że pracują za darmo, wskazuje, że są pasjonatami i mam wrażenie, że wszystko to podnosi ich ocenę w oczach zwykłego turysty.

Czy wolontariat ma szansę zaistnieć na szerszą skalę w Lasach Państwowych? Uważam, że to kolejne pole do działań przede wszystkim w leśnych kompleksach promocyjnych. Zapotrzebowanie na taką formę aktywności ze strony społeczeństwa jest zauważalne. W Leśnym Ogrodzie Botanicznym Marszewo mamy już wstępne doświadczenia z harcerzami, w prowadzeniu zajęć pomaga absolwentka leśnictwa i emerytowany pracownik BULiGL. Prowadzimy zaawansowane rozmowy z grupą rodziców zajmujących się edukacją domową, zainteresowani są bushcraftowcy.W dużym mieście można spodziewać się również zainteresowania akcyjnym wolontariatem ze strony różnych firm. W Trójmieście to zainteresowanie jest całkiem spore, podobnie jak w TPN. Taki rodzaj wolontariatu potrafi zdziałać wiele dobrego, wymaga jednak sporego wysiłku ze strony koordynatora i instytucji. Dlatego pewnie Tatrzański Park Narodowy ucieka od organizowania akcji specjalnie dla korporacji, a jeśli już, to w ramach płatnych ofert.

Dziś nadleśnictwo działa zgodnie z tegorocznym zarządzeniem nr 31 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych. Co ciekawe jest ono bardziej restrykcyjne od obowiązującej w tym zakresie ustawy. Narzuca bowiem regulamin, który określa konieczność ubezpieczenia wolontariusza i zawarcia z nim porozumienia na okres do 30 dni, co skutkuje dodatkowymi kosztami w wysokości od ok. 30 do 80 zł miesięcznie na jednego wolontaiusza.

Największym problemem w otwarciu się na wolontariat mogą być w Lasach, nie powyższe obostrzenia, lecz … sami pracownicy LP. Ten problem istniał również wśród pracowników TPN, niektórzy byli początkowo idei niechętni. Ale dziś, po kilku pierwszych trudnych latach, zarówno większość pracowników, jak i dyrektor Parku nie wyobrażają już sobie funkcjonowania bez wolontariuszy.

Czy za kilka lat tak samo będzie w Lasach Państwowych? Jeśli tak, będzie to kolejny kamień milowy w postrzeganiu nas, leśników, przez społeczeństwo. Może zmienić i leśników, i całe Lasy Państwowe. Ale od czego zacząć? – Jeśli ktoś myśli, że wolontariat da się załatwić mailami i SMS-ami, to się myli. To się nie uda – zdradził mi Janek Krzeptowski-Sabała. Bo najcenniejszą rzeczą, którą możemy dać wolontariuszom, jest nasz czas.

Tekst opublikowany w Głosie Lasu 2019/11, magazynie pracowników Lasów Państwowych (Tytuł: Przykład z gór, śródtytuły, korekta – redakcja)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *