Edukacja wymieniana jest jako główny i być może jedyny sukces Leśnych Kompleksów Promocyjnych. To nieprawda – sukces to co najwyżej połowiczny. Edukacja jest tylko jednym z nośników znacznie poważniejszej zmiany, jaką dla Lasów Państwowych wniosły LKP-y: otwarcia organizacji na zewnątrz. Kolejnym krokiem powinno być włączenie w zarządzanie nią społeczeństwa, zgodnie z kanadyjskim pierwozworem LKP-ów – lasami modelowymi. Wydaje się jednak, że droga do tego etapu jest daleka. Lasy Państwowe muszą się najpierw zmierzyć z bagażem ustawy o lasach. Jej niektóre zapisy powodują, że rzeczywistość bywa mocno odległa od pijarowych kampanii typu “Zapraszamy do lasu”.
Gdzie edukacja leśna w Lasach Państwowych?
Edukacja przyrodniczo – leśna zaistniała w lasach spontanicznie, a później rozwijała się w sposób zupełnie żywiołowy. W rezultacie środki rozproszono po terenie całego kraju, znacząco większe środki otrzymały jedynie nadleśnictwa wchodzące w skład 25 już Leśnych Kompleksów, co zupełnie nie zmienia obrazu bezplanowego rozproszenia sił. Co gorsze, założono, że edukacją zajmować się może każdy, w dodatku praktycznie bez żadnego przeszkolenia. Widać to doskonale w corocznych raportach z działalności edukacyjnej: najliczniejszą grupą pracowników angażującą się w edukację są leśniczowie i podleśniczowie. Wiadomo: zajmować się dzieciakami każda baba potrafi, tym bardziej leśniczy… Niekonsekwentnie, środki na szkolenia są już limitowane – te z prawdziwego zdarzenia trafiają praktycznie już tylko do nadleśnictw z LKP-ów.
Nasze działania edukacyjne powinny być skupione tam, gdzie potencjalnych odbiorców naszych działań jest najwięcej czyli w pobliżu dużych ośrodków miejskich.
Duże ośrodki miejskie białą plamą w edukacji przyrodniczo-leśnej
Z moich doświadczeń edukacyjnych wynika, że to przede wszystkim dzieci miejskie (już w wieku przedszkolnym) są absolutnie przekonane, że leśniczy do wycięcia (jeśli w ogóle), może wyznaczać tylko drzewa chore i zagrażające innym. Dzieci wiejskie i co ciekawe, te z biedniejszych rodzin, mam wrażenie, mają w tym zakresie znacznie lepszą orientację. Nie znaczy to, że należy je zupełnie pozbawiać dalszej edukacji w zakresie wiedzy przyrodniczej czy właściwych sposobów korzystania z zasobów planety – priorytetowe cele Lasów Państwowych w tym zakresie leżą w dużych ośrodkach miejskich. Zadań edukacyjnych w nich nie załatwią, niejako hurtem, wielkie festyny, działania w internecie itp. Trzeba tu ciężkiej pracy organicznej, do której nie jesteśmy przygotowani. Duże ośrodki miejskie są praktycznie białą plamą na mapie edukacji leśnej.
Rzetelna edukacja przyrodniczo-leśna, czy promocja Lasów Państwowych?
Osobną kwestią jest sprawa tematyki, jaką ma poruszać edukacja przyrodniczo – leśna. Wyraźny zwrot w kierunku edukacji dla zrównoważonego rozwoju, afirmacja samej edukacji i wyraźne oddzielenie jej od działań promocyjnych, deklarowane przez Warszawę daje nadzieję, że uda się zmienić kurs całych Lasów w tym zakresie. Niezbędna do osiągnięcia zauważalnych efektów działań edukacyjnych, bolesna relokacja środków (i zasobów ludzkich!) jest znacznie trudniejsza do realizacji. Cugle zostały puszczone tu bardzo luźno i chyba, trudno będzie je na powrót zebrać. Czas najwyższy się jednak za to zabrać, bo czasy pospolitego ruszenia odeszły do lamusa, czas postawić wreszcie nie na ilość lecz na jakość. Co ciekawe – sprawy ewidentnie nie załatwi ograniczenie edukacji tylko do Leśnych Kompleksów Promocyjnych (LKP). Są ośrodki poza nimi o dużej renomie z których trudno będzie zrezygnować, nadleśnictwa LKP-owe nie “obsługują” też wszystkich dużych aglomeracji miejskich.
Udział społeczeństwa w zarządzaniu Lasami Państwowymi
Współudział społeczeństwa w zarządzaniu lasami jest podwaliną koncepcji Kanadyjskich Lasów Modelowych, koncepcji, której LKP-y są uboższą siostrą. Co ciekawe, ostatnim wnioskiem rogowskiej konferencji “Leśne Kompleksy Promocyjne w przeddzień dwudziestej rocznicy ich powstania” było właśnie rozważenie wykorzystania koncepcji lasów modelowych do zarządzania LP.
W kwestii zbliżenia się do kanadyjskiej koncepcji zostało bardzo wiele do zrobienia, pytanie, czy ktokolwiek w LP o wykorzystaniu jej w ogóle serio myśli? Na razie o współzarządzaniu ⅓ kraju przez społeczeństwo nie ma mowy, jedyny sukces to realizowany bez przekonanania i raczej z musu program w miarę otwartego uchwalania planu urządzania lasu. Z niewielkimi wyjątkami robi się tu tylko to co się musi i ani o jotę więcej, wszelkie niejasności instrukcji wykorzystując tak, by ten proces był możliwie zamknięty. Przykładem mogą być tu ogłoszenia o kolejnych etapach prac nad p.u.l. Znajdziemy je na głęboko schowanej szaro – burej podstronie BIP-u regionalnej dyrekcji, ale już na głównych, bajecznie kolorowych stronach www właściwych nadleśnictw, można ich ze świecą szukać. Instrukcja nie stawia przecież takich wymagań.
Daleko nam do praktyk gmin, gdzie by zachęcić obywateli do podobnych konsultacji (z tą różnicą, że obywatele mają rzeczywisty wpływ na to co konsultują) rozwiesza się po całym mieście plakaty, a nawet wydaje specjalne gry edukacyjne.
Dane o lasach otwarte dla społeczeństwa
Ewidentnym sukcesem jest otwarcie lasowych przepastnych baz danych. Po latach bojów i ograniczeń w tej kwestii, Bank Danych o Lasach udostępnia wreszcie mnóstwo informacji. Wypada tylko trzymać kciuki, oby rozwijał się dalej, umożliwiając raportowanie zbliżone możliwościami do tych, które dają udostępnione jedynie na rynek wewnętrzny narzędzia bussines object. Tylko ten sposób masowego udostępnienia bardzo szczegółowych danych możliwy będzie do użycia do różnego rodzaju naukowych analiz…
Nadleśniczy monarchą absolutnym?
Kulą u nogi pozostaje ustawa, która obwarowuje silnie możliwości korzystania z lasu, ustawiając (tu i ówdzie) nadleśniczego na pozycji leśnego monarchy absolutnego, od decyzji którego nie ma odwołania. Dobrym przykładem są tu szlaki do jazdy konnej, które, a jakże – wyznacza nadleśniczy. Nie spotkałem praktycznie leśnika, który by tę sytuację uważał za niewłaściwą. Ciągle myli się nam zarządzanie społeczną własnością z jej posiadaniem. Jak łatwo odwrócić ten punkt widzenia można zobaczyć u naszych zachodnich sąsiadów. Tam do jazdy konnej przeznaczone są wszystkie drogi gospodarcze nadleśnictwa. Co ze szkodami które robią konie? Nadleśniczy na wybranych przez siebie odcinkach może jazdy konnej zakazać, oznakowując je odpowiednio (znaki takie widziałem również w lasach duńskich). Różnica jest kolosalna: w tej chwili mamy jeździectwo w lesie zakazane, od dobrego tylko humoru lokalnego szefa zależy czy w ogóle pozwoli na uprawianie tego sportu, a jeśli już, to komu. Co ciekawe, podnoszenie przez leśników kwestii zniszczeń dróg leśnych przez konie pokazuje rzeczywistą nierówność funkcji lasu w odróżnieniu od teoretycznej równości ustawowej: nikomu przecież do głowy nie przychodzi zakazywanie wjazdu do lasu ciężkich ciągników wywozowych, które drogi leśne niszczą nieporównanie bardziej.
Jeszcze większym zagrożeniem dla lasu są (a raczej były) furmanki. Walcząc z kradzieżami drewna zrównano zaprzęgi konne z pojazdami silnikowymi i w rezultacie zarówno rajd samochodów terenowych jak i zimowy kulig z parą koni i kilkoma sankami jest dla polskiego lasu tak samo groźny i de facto zakazany. Spróbujcie to wytłumaczyć rządnemu zimowej sanny mieszczuchowi potraktowanemu jeszcze uprzednio kampanią o tym, jak to lasy są dostępne.
Powiecie, że przesadzam, że każdy nadleśniczy na kulig przymknie oko? Nie o to tu chodzi! Nie od kaprysu jednej osoby zależeć powinno jak z ogólnonarodowego dobra można korzystać. To sprawa o fundamentalnym znaczeniu, wymagająca pilnych zmian.
Ogień w lesie nie dla każdego!
Nieco mniej oczywista jest sprawa otwartego ognia w lesie. Coraz częściej słyszę głosy oburzonych mieszczuchów “(Im wolno, a nam nie?”), którzy widzą “techniczne” ogniska robotników leśnych. Znajomy surwiwalowiec siedzący wieczorem, przy mikroskopijnym ognisku, zdybany przez strażników leśnych tłumaczy się, że zabłądził. W odpowiedzi słyszy: “ale piąty raz w tym tygodniu, panie Kowalski!?”. Przypomina mi się wtedy wielkie, rutynowe, można by rzec robotnicze ognisko w całkiem gęstej drągowinie, na które natknąłem się ze strażakiem, podczas kontroli przeciwpożarowej…
W zaprzyjaźnionym nadleśnictwie trwa dyskusja jak udostępniać miejsca na ognisko dla okolicznej ludności, a konkretnie skąd owa ludność ma brać do niego drewno. Pojawił się nawet pomysł by każdy dowiózł sobie polana ze stacji benzynowej, bo leśniczy na takie głupstwa nie ma czasu, a zbieranie gałęzi zagrożone jest przecież grzywną. Gdy dawno temu uświadomiłem memu ojcu, że własnoręcznie zebrane gałęzie w polskim lesie podlegaja opłacie był bardzo zaskoczony. W okrutnej stalinowskiej Rosji, w której spędził młodość takie drobne drewno było udostępniane zupełnie bezpłatnie…
Spacer po lesie za zgodą nadleśniczego?
Nie mam pojęcia jak w tamtych realiach traktowano dostępność lasu, wiem, że formalnie jest u nas z tym krucho. Ostatni punkt art 29 ustawy bywa interpretowany w skrajnie niekorzystny dla zwykłego Kowalskiego sposób: każda impreza sportowa wymaga zgody nadleśniczego. Klasa IVb miejscowej szkoły podstawowej chce zrobić biegi o puchar wychowawczyni: trzeba wystosować pismo i uzyskać zgodę. Grupa emerytek urządzą rajd nordic – walking, po leśnej drodze – muszą napisać podanie z prośbą. Znam przypadki, w których odpowiedź nie była wcale automatycznie pozytywna… Ot takie “zapraszamy do lasu” à rebours. Powiecie, że nic w tym złego, nadleśniczy musi wiedzieć co się na jego terenie dzieje? Wcale nie musi, bo ustawa na niego takiego obowiązku nie nakłada. A jak nie nakłada, to mu zwyczajnie takich nadmiarowych podań żądać nie wolno, bo ustawa daje władzę, ale też ją ogranicza.
Leśne Kompleksy Promocyjne – krok ku otwartemu zarządzaniu Lasami Państwowymi
Do idei lasów współzarządzanych przez społeczeństwo jeszcze nam daleko. Od pewnego doświadczonego nadleśniczego, pracującego od dziesięcioleci w tym samym, LKP-owskim nadleśnictwie usłyszałem kiedyś, że warto jednak pamiętać jak bardzo nasza organizacja zmieniła się od czasów zaskorupiałego, zamkniętego i nastawionego głównie na produkcję drewna peerelowskiego molocha, jakim była na początku lat 90 XX w. Jednym z zaczynów tych zmian, polegających na zdecydowanie większej otwartości, były bez wątpienia Leśne Kompleksy Promocyjne. Warto o tym pamiętać.
Tekst ukazał się w „Głosie Lasu”, czasopiśmie skierowanym do pracowników LP, moja obsesja otwartości lasu, niespecjalnym cieszy się na ogół zrozumieniem kolegów – leśników, więc II nagroda w ogólnopolskim konkursie (dla leśników) tym bardziej cieszy. PDF z Głosem Lasu, tekst na str. 12
Na wstępie krótka przypowieść: uczestnik kuligu zażądał odszkodowania od organizatora tegoż odszkodowania, ponieważ spadł z sanek.
Dostępność lasu… jest strona formalna tego tematu ale jest i strona … fizjologiczna (nic lepszego nie przyszło mi do głowy). Las jest miejscem niebezpiecznym. Im bardziej jest się w nim przybyszem (może intruzem nawet) tym więcej czyha w nim niebezpieczeństw. Niebezpieczeństwo lasu, moim zdaniem, jest jego właściwością, a nawet istotą. Próba przekształcania go na taki obraz, aby przestał być niebezpieczny skończyć się musi pozbawieniem cech lasu. Czas aby to przybyszom uświadamiać!!! Nawet w parkach miejskich wiszą tabliczki z ostrzeżeniem o możliwości oberwania spadającą gałązką.
Ech, Melehowicz, ja nie widziałem w parku tabliczek ostrzegających przed spadającymi tabliczkami, zaś delikwent od sanek, mam nadzieję, że zamiast odszkodowania, został obciążony ewentualnymi kosztami sądowymi. Tu i ówdzie może dryfujemy w paskudnym kierunku zapoczątkowanym przez Stany Zjednoczone, ale mam nadzieję, że raczej pójdziemy tu razem z resztą Europy. Las niebezpieczny? Las to nasz matecznik, z którego wypełzliśmy nie dawno na bardziej otwarte przestrzenie i do którego uciekały, niczym na łono matki, kolejne pokolenia naszych rodaków!
Tabliczka wisi w parku w Wejherowie, a co do odszkodowania to nie znam finału. Z tym matecznikiem to przeczytaj jeszcze raz co napisałeś ! Uciekali do niego bo był niebezpieczny dla przybyszów /intruzów.