W zatłoczonym barze wrocławskiego zoo dostałem kawę w tekturowym kubku. Wyobraziłem sobie, że w swoim domu też tak robię. Poranna kawa w tekturze, i do wora. Obiad: wielki tekturowy talerz: mielony, buraczki, ziemniaki z tłuszczem i do wora. Jeszcze kompot, cztery łyki i do wora. Teraz to samo, ale w czteroosobowej rodzinie. Absurd? Przecież to ekologiczna tektura!
Jednorazowa ekologia
Dlaczego w realiach domowego gospodarstwa coś co jeszcze w przed chwilą było normą okazuje się piramidalną bzdurą? Myślę, że powody są dwa: koszty takiej jednorazowej “ekologii” i góra nie recyklingowanych śmieci którą ta “ekologia” produkuje. Jest jeszcze jeden powód, być może ważniejszy od dwóch pierwszych, który umyka zarówno zwykłemu kowalskiemu jak i przeciętnemu leśnikowi – fachowcowi od zarządzania lasem. Lasem, który w sposób podobno zrównoważony dostarcza surowiec. Napiszę o tym na samym końcu.
To nie leśnicy wynaleźli leśnictwo
My, leśnicy, bardzo chełpimy się tą zrównoważoną gospodarką. Nie jest ona jednak wcale, wbrew pozorom naszą zasługą. Nie jesteśmy lepsi od leśników z Ameryki Południowej, którzy wylesiają ogromne przestrzenie i zamieniają je np. na plantacje soi. Po prostu jesteśmy, a wylesień w Brazyli nie dokonują leśnicy, bo ich w tej przestrzeni zwyczajnie nie ma. Są tylko drwale.
Taki tytuł nosi opasła saga Annie Proulx (laureatka Pulitzera i głośnej “Tajemnicy Brokeback Mountain”) opisująca wylesianie kolejnych fragmentów Ameryki Północnej. Jej bohaterami nie są leśnicy lecz drwale właśnie. Leśnicy są zbędni. Wyposażeni w coraz nowocześniejszy sprzęt wycinają kolejne połacie Quebec’u, Ontario czy Michigan. Kluczem jest przestrzeń. Gdy ta, z nietkniętymi siekierą lasami, zaczyna się kończyć, drwale spotykają europejskiego leśnika z zupełnie innym pomysłem na drzewny biznes. Zamiast skorzystać z jego pomysłów ruszają na poszukiwanie dziewiczych lasów na drugi koniec planety. W Nowej Zelandii wycinają 80 metrowe araukarie.
To nie leśnicy wynaleźli leśnictwo. Leśnictwo, czyli zrównoważoną gospodarkę gdzie w miejsce wyciętych drzew sadzi się nowe, zamiast szukać nowych lasów do wycięcia wymusiła przestrzeń, a raczej jej brak.
Leśnictwo z braku miejsca.
Szczególnie rzuca się to w oczy na Bornholmie, niedużej, bałtyckiej wyspie. Można na niej znaleźć XVIII wieczny obelisk poświęcony Hansowi Rømerowi. Tutejsze lasu zostały bowiem, niczym na Wyspie Wielkanocnej, wycięte na potrzeby lokalnych mieszkańców,. Było dla nich katastrofą: wykorzystywali drewno nie tylko do budowy domów czy łodzi, ale też na dziesiątki innych sposób. Przywrócenie lasów było na tyle dużym wydarzeniem, że jego autor doczekał się pomnika. Na mapkach dla turystów podaje się datę posadzenia każdego kawałka tutejszego lasu.
Od końcówki XVIII wieku w Europie mamy więc leśnictwo, jako gospodarkę, która odtwarza swoje zaplecze surowcowe, w odróżnieniu np. od rybołóstwa morskiego, które wciąż nie wyszło poza pustoszenie zasobów ryb.
Leśnictwo to rolnictwo?
Inaczej mówiąc leśnictwo, jest taką ewolucją, jaką zbieractwo przeszło do rolnictwa. Zamiast szukać drzew odpowiednich do budowy domu po bliższej lub dalszej okolicy ( i ryzykować, że za chwilę wyzbieramy je wszystkie), sadzimy je sobie i czekamy aż urosną. Leśnictwo jest rolnictwem, mniej intensywnym i rozciągniętym w czasie, lecz jednak rolnictwem. Wybiera się więc nasiona, które dają nadzieję na dużą produkcję drewna, w dodatku drewna, które będzie możliwie wysokiej jakości. Na wykiełkowane drzewka, trzymane pod kloszem, chucha się i dmucha, by zwolniły cenne miejsce i można było je przenieść na plantację, tj. do lasu. Tam chucha się nie dalej: by nie zagłuszyły ich chwasty (sic!) a później inne za chwasty uważane drzewa i tak aż do wieku żniw, czyli rębni.
Leśnictwo to postęp.
Bez wątpienia jest to postęp. Zamiast pustoszyć kolejne obszary intensyfikujemy produkcję na tym co mamy. Stwarza to jednak ryzyko, którego skutki leśnicy znają doskonale, próbują je zmniejszać, lecz nigdy nie pozbędą się go do końca. To ryzyko rozpadu drzewostanu.
Różnorodność biologiczna kontra PKB.
Ekosystem to mur z cegieł różnych gatunków. Możemy wyjąć kilka, ale w pewnym momencie mur się zawali. Tak rozpadły się posadzone, w miejsce górskich, różnogatunkowych liściastych lasów, posadzone przez światłych (na ówczesne czasy!) leśników jednogatunkowe świerczyny. Miały tą wielką zaletę, że nie dość, że produkowany drzewną masę w niezwykle szybkim tempie, to jeszcze poszukiwanego (iglastego) rodzaju. To ryzyko leśnicy znają, ale nie wszędzie w Europie starają się unikać. Polskie leśnictwo wydaje się tu raczej chlubnym wyjątkiem, sadząc, gdzie się tylko da raczej możliwie wielogatunkowe, dopasowane do naturalnych warunków drzewostany.
Drugie bardzo poważne ryzyko wpisane jest w sedno leśnictwa i póki co nie unikamy go praktycznie wcale. To jest zawsze wybór: przerobić drzewo na tekturowy kubek czy pozostawić, by spróchniało. Stanie się wtedy osobnym światem dla dziesiątków gatunków owadów, stawonogów, grzybów czy śluzowców.
Nasze rozumienie leśnictwa jako jedynego wyjścia po skutkach apetytu na drewno XVIII wiecznej Europy, nie wyszło niemal poza wiek XVIII. Generalnie albo jest gospodarka leśna, albo jej nie ma, czyli jest rezerwat albo park narodowy. Co ciekawe, właścicielem lasu, jak niektórym się wydaje, wcale nie jest społeczeństwo, lecz Skarb Państwa. Ten zaś skupia się na przychodach i nie toleruje strat. Każdy wycięty kubik to przychód i miejsce pracy w potężnym na tle Unii, polskim przemyśle przetwórstwa drewna. To dlatego wieki rębności ustawione są tak, by ani kawałek drewna się nie zmarnował, stając się żerem dla saprotrofów. To, że przy okazji eliminujemy całe osobne światy spróchniałego drewna, Skarbu Państwa nie obchodzi, bo nie zmniejsza to PKB, gdyż do dnia dzisiejszego przy jego obliczaniu całkowicie pomija się wartość leśnych usług ekosystemowych, o których mowa m.in. w „Funkcje lasu i usługi ekosystemowe dostarczane przez las” (https://ios.edu.pl/wp-content/uploads/2021/11/FI_Funkcje-lasu-i-uslugi-ekosystemowe-dostarczane-przez-las.pdf).
Leśnictwo to kompromis.
Edukując o ekologiczności tekturowego kubka warto pamiętać jakim kompromisem jest leśnictwo. Mamy ekologiczny surowiec w postaci drewna, ale kosztem różnorodności biologicznej związanej z martwym drewnem – pozostawiamy go w porównaniu z naturalnym lasem, szczątkowe ilości. Również to, jakie i dlaczego, zmiany w tym zakresie szykuje nam Unia Europejska, której wciąż jesteśmy członkiem. Pozostaje pytanie, czy ten zdobyty takim kosztem surowiec, powinien być swobodnym elementem gry rynkowej, która przerabia go na używane przez 5 minut kubki.
Przykre jest to uproszczenie złożoności funkcjonowania leśnictwa. Człowiek od pierwszych huminidów po dziś dzień się uczy wszystkiego. Zapomniał autor o rzeczy banalnej porównując leśnictwo do rolnictwa – o tempie wyjaławiania gleby, eutrofizacji, skutkach monokultury, płodozmianie. A jednocześnie zapomniał o potrzebie szybkiego zalesienia terenów poklęskowych. Wiele można leśnikom zarzucić – zwłaszcza po wprowadzeniu maszyn wielooperacyjnych – jednak tego, że nie doskonalą wiedzy swojej i umiejętności nigdy. Tzw. ekologizację właśnie trzeba zarzucić wdrażanie tych tekturowych kubków, talerzyków i jednorazowych widelczyków, nożyków w rozmaitych przydrożnych knajpkach. To jest głupota, wymuszana przez korporacje w imię… trzepania kasy z kieszeni konsumentów do kieszeni grubych ryb. Problem jest na prawdę bardziej złożony niż Autor to opisał. A co do Annie Proulx, to jakiś czas temu na łamach Lasu Polskiego napisałem o fachowości jej bohaterów w zakresie wiedzy o ochronie przyrody na przykładzie Puszczy Białowieskiejdla których przykład z bydłem Hecka był czymś pozytywnym.
Andrzej Antczak proponuję przeczytać jeszcze raz mój tekst i spróbować zauważyć w stosunku do czego zestawiam leśnictwo jako rolnictwo. I w jakim bardzo wąskim zakresie nie widzę znacznego postępu. Co do znaczenia (mówiąc w uproszczeniu) korporacji absolutnie się zgadzam. Pozdrawiam bardzo serdecznie!