Mierz siły na zamiary, czyli jak się przygotować na wypad do dziczy.

Tempo marszu dopasuj do najsłabszego członka drużyny..

Niknące w oddali plecy towarzyszy, gdy tobie plączą się ze zmęczenia, długie narty w zmrożonym śniegu, to paskudne uczucie. Na narciarskich wędrówkach po zamarzniętym na kość mazurskim polu i lesie, spędzaliśmy z moją siostrą i ojcem całe dnie. To od niego nauczyliśmy się, że tempo marszu zawsze należy dostosować do najsłabszego członka drużyny. Dotyczy to też ekwipunku. Kiepska to wyprawa, jeśli sam śpisz komfortowo rozebrany w ciepłym śpiworze, a obok ledwo mogąca się ruszać, ubrana we wszystko co miała, koleżanka usiłuje przykryć ostatnią kurtką marznące obok dziecko.

Jak zaplanować kilkudniowy wypad w teren? Jak się ubrać na spływ, wycieczkę do lasu czy w góry? Co zabrać ze sobą? Od lat pływam na kilkudniowe wyprawy w kanu (canoe), zdarza mi się czasem wypad w góry. W kwestii ekwipunku uczę się na własnych doświadczeniach, często mam też okazję obserwować zmagania towarzyszy wypraw. Wydaje mi się, że doszedłem do pewnych rozwiązań w tym temacie. Nie są one może szczególnie odkrywcze. Temat często wraca na różnych forach, ciągle można spotkać w terenie ludzi kiepsko wyposażonych, uważam, że warto o tym więc pisać.

Jak nie zmęczyć się podczas wędrówki?

Uważam, że mnóstwo złego wyrządził nam Mickiewicz, ze swoim „mierz siły na zamiary nie zamiar podłóg sił”. To może w wyniku tego romantycznego prania mózgów, żona mojego serdecznego przyjaciela, z dwójką małych dzieci wracała nocą z Tarnicy. Podtrzymywała na duchu maluchy wymyślając w jak wymyślny sposób będą męczyć tatę, który wymyślił tą wyprawę, jak w końcu wrócą pod dach. Ja męczę się do dziś z kontuzją kolana, której nabawiłem się, wchodząc ze znajomymi, od razu po wyjściu z pociągu, na jeden ze szczytów Czarnohory. Plecy do ziemi przyginały nam wtedy plecaki z namiotami i tygodniowym zapasem jedzenia, o kijkach wspomagających stawy kolanowe nikt wtedy jeszcze nie słyszał.

Idąc na wyprawę w teren, nie słuchajcie więc wieszcza! Najpierw oszacujcie własne siły, ekwipunek i do nich dopasujcie zamiary. Bardziej rozsądna trasa, pora roku to więcej czasu na siedzenie przy ognisku, wspólne gotowanie, mniej szczękania zębami. Naprawdę warto.

Dlatego zresztą nie przepadam chodzić po górach, pływać kanu w większej grupie. Ludzie mają różne kondycje, różne potrzeby. Z samym sobą, lub jedną, dwoma czy trzema osobami zdecydowanie łatwiej utrzymać takie tempo, które pozwoli napawać się wędrówką, zamiast z całych sił przebierać nogami lub wiosłem, by nadążyć za ludźmi z przodu.

Na wyprawie jestem hedonistą. Zachód słońca nad Gaują, Łotwa (koszulka merino kupiona jako używana).

Wędrówka z lekkim bagażem

Na wyprawie terenowej, moim zdaniem mamy czuć się doskonale. Lepiej może niż we własnym domu. Dlatego w kwestii sprzętu turystycznego jestem maksymalistą. Jestem też zmarźluchem. Podczas jesiennego spływu nie mam zamiaru się umartwiać. Ma być mi ciepło i możliwie sucho. Ma być mi też wygodnie, a to oznacza jak najmniej bagażu w plecaku czy wodoszczelnym worku. Szukanie czegoś w worku pełnym rzeczy to gehenna, przypomina szukanie igły w stogu siana. Bądźmy szczerzy. Oznacza to również zawieszenie na kołku na czas takiego wypadu zasad higieny do których przywykliśmy pod koniec XX wieku w Europie. Pisze o tym również guru tzw. „chodzenia na lekko” w książce „Sztuka minimalizmu w podróży” do którego zasad (przynajmniej po części) doszedłem sam po latach wypadów w teren. Ksążkę bardzo warto przeczytać.

Na studenckiej, dwumiesięczne wędrówce do Mongolii i Chin, miałem duży wyprawowy plecak wypchany do granic możliwości. Gdy wracaliśmy transsyberyjską, ze zdumieniem zauważyłem, że w plecaku mieści mi się śpiwór, karimata (ze względu na objętość noszona zwykle przypięta na zewnątrz) i jest w nim, poza tym niemal zupełnie pusto. Po prostu zeszła nam, po części rozdana żywność którą wypchany był głównie plecak. Nie pamiętam, by czegoś mi brakowało podczas tych dwóch miesięcy.

Mongolia. Na ten parodniowy rajd nasi przewodnicy pozwolili nam zabrać to co mieliśmy na sobie i śpiwory.

Jak ubrać się na wyprawę w góry i do lasu

Na początek warto zapomnieć o tak popularnej jeszcze całkiem niedawno „termo-aktywnej” bieliźnie. Zaopatrz się przynajmniej w podkoszulek z wełny merynosów („merino”). Na temperatury w okolicach zera, nieocenione są kalesony z bardzo cienkiej wełenki. Podkoszulek również kup jak najcieńszy. Taka wełna nic nie waży i schnie błyskawicznie. Możesz ją bez problemu nosić przez tydzień i powiedzmy to wprost: nie będzie śmierdzieć. Nie są to wyłącznie moje obserwacje! Sporo używanej bielizny termicznej w świetnym stanie i korzystnych cenach można znaleźć w Internecie. To, że bawełna na jest wysoce niewskazana, mam nadzieję, że wiecie. Mokra długo schnie i nie grzeje wtedy jak wełna.

W niebyt odeszły obszerne i grube bluzy polarowe. Wielkie i nieporęczne, chroniły przed chłodem tylko gdy nie było wiatru… Zamiast grubego polaru wyposaż się w stosunkowo cienką, elastyczną i maksymalnie przylegającą do ciała bluzę, najlepiej z Power Stretch, tkaniny która zastąpiła klasyczny polar. Mam taką polskiej producentki i absolutnie ją uwielbiam, jest droga, ale warta każdej złotówki. Znajdziecie ją w tym sklepie. Jej dopasowany kaptur sprawia, że doskonale sprawdza się jako góra do piżamy w zimne noce. Kaptur nie przesuwa się w nocy po głowie jak czapka i nie trzeba jej szukać jak zsunie się nam z głowy.

Wojskowy softshell nie wygląda zbyt militarnie i jak widać da się go używać latem np. w chłodniejsze wieczory.

Do tego zamiast kurtki z goretex wybierz koniecznie bluzę softshell. Ten typ kurtki chroni przede wszystkim przed wiatrem i znacznie lepiej oddycha od goretexu. Szukaj modeli które uwaga, nie mają żadnej membrany. Takie oddychają najlepiej i nie będziesz się w nich pocił. Kutka którą kiedyś kupiłem na rower ma np. tylko membranę z przodu i jest to naprawdę niezłe rozwiązanie. Na niższe temperatury softshell może mieć podszewkę polarową, ale na lato taki model będzie raczej zbyt ciepły. Polecam rezygnację (podobnie jak w poprzedniej warstwie) z długiego zamka. Bluza wkładana przez głowę typu anorak/ kangurka jest optymalnym rozwiązaniem. Używam od lat kupionego jako używany, w świetnym stanie za 140 zł anoraka wojsk brytyjskich i jestem nim zachwycony. Wytrzyma nawet półgodzinny deszcz i błyskawicznie wyschnie. Za gorąco? Boczne zamki + zamki pod pachami w tej kurteczce sprawdzają się znaczenie lepiej niż jeden zamek z przodu, który po rozpięciu powoduje, że zimny wiatr będzie przedmuchiwał nas do szpiku kości. Wydaje mi się, że ta kangurka jest militarną kopią kurtek buffalo która to firma ma w swojej ofercie bardzo ciekawe kurtki przeciwwiatrowe bez dodatkowego ocieplenia. Ważne, by kurtka była jak najbardziej dopasowana – noszona blisko ciała. Izolacja termiczna, oddychalność takiego zestawu jest wtedy najlepsza. Dlaczego warto wybrać softshell zamiast hardshell (goretex itp.)? To rozwiązanie preferowane jest przez wielbicieli długodystansowych wędrówek z minimalnym bagażem. Powodem jest lepsza oddychalność i lekkość takiego zestawu. W praktyce najczęściej mamy do czynienia zimnym wiatrem niż długotrwałym ulewnym deszczem.

Pelerynę bez problemu zarzucisz szybko na plecak czy kapok.

Przed stosunkowo niewielkim deszczem zabezpieczy nas softshell. Jeśli wygląda, że będzie rzęsiście padać naciągnij na grzbiet pelerynę. Namawiam do zakupu porządnego modelu z rękawami. To ma być coś, co wytrzyma całodzienną ulewę. Z moich doświadczeń: budżetowy model z popularnej sieciówki sportowej nie do końca przeszedł taki test. Bardzo polecam brytyjski Snugpak. Peleryna jest bardzo mała i lekka po spakowaniu. Błyskawicznie schnie i nigdy mnie nie zawiodła. W wysokich górach typu alpejskiego bez wątpienia sprawdzi się lepiej niż łopocząca na wietrze peleryna klasyczna kurtka (i spodnie) z membraną goretex. To rozwiązanie jednak kilkakrotnie droższe (i cięższe) niż peleryna i stuptupy.

Jakie buty na wyprawę?

Od zawsze na wyprawy w teren nosiłem ciężkie „trapery”. Na blogu Agnieszki „Zebry” Dziadek, wyczytałem że na dalekich szlakach, takie buty noszą już w zasadzie tylko Niemcy. Można też znaleźć artykuły, że teorie o ograniczaniu urazów kostki w tych ciężkich butach to mit. Długodystansowcy noszą po prostu szybkoschnące buty do biegania, z założeniem, że szybko przemokną, ale też szybko wyschną. Jeśli wizja chodzenia w mokrych butach Cię przeraża, rozwiązaniem mogą być półbuty z membraną. Do kompletu na absolutnie złą pogodę konieczne są stuptupy. Genialnym rozwiązaniem są modele z zamkiem z przodu a nie z boku, znacznie, znacznie łatwiej się je zakłada. Jeśli nie założymy stuptupów, przy długotrwałym deszczu woda ściekająca nam po spodniach, kapiąca z peleryny będzie przesiąkała górą do butów i nic nam nie pomoże najlepsza membrana. Ja na spływy zabieram najczęściej tylko sandały i lekkie gumowce, albo półbuty.

Spodnie wyprawowe i sweter puchowy

Spodnie? Na pewno nie używajcie jeansów. Zrobiłem taki błąd na moim pierwszym wyjeździe w Bieszczady i szerokie nogawki do kolan miałem pokryte skorupą błota. Po za tym to gruba warstwa bawełny, o której wspominałem wyżej.

Sweter puchowy będzie jak znalazł w wyższych partiach gór. Sweter puchowy Cumulus.

Jeśli planujemy wypad chłodniejszą porą roku wspaniałym (i niestety drogim) rozwiązaniem jest tzw. sweter puchowy. Podobnie jak pozostałe warstwy ubrań ma krój do noszenia blisko ciała. Ja swój zimą w Tatrach w razie potrzeby zakładałem blyskawicznie na softshellowy anorak. Podczas noclegów w namiocie wczesną wiosną czy jesienią, był nieoceniony by zarzucić go na siebie tuż po wywleczeniu się z ciepłego śpiwora na rześki poranek. Świetnie sprawdza się na początek intensywnego spaceru, gdy się rozgrzejemy, można go szybko zdjąć i schować do plecaka. Faktycznie zastępuje stary wełniany sweter. W promocji kupiłem kiedyś ten model w pracowni Małachowski, chyba najbardziej renomowanego polskiego producenta. Jestem bardzo zadowolony, srebrny kolor to niestety błąd, puch nie znosi najlepiej kontaktaktu z detergentami rozpuszczającymi tłuszcz. Warto pamiętać, że równie wysoki poziom trzymają dwaj pozostali producenci puchowego wyposażenia turystycznego: Roberts i Cumulus. Warto też zerknąć na Pajaka!

Podsumowanie

Ile zmian ubrań potrzebujemy? Dla wielu osób absolutnym minimum jest jedna zmiana ubrań dziennie. Gdy nie mamy dostępu do hotelowej pralni i wyjazd jest kilkudniowy, zaczyna się robić tego dość dużo. Moim zdaniem jeden komplet ubrań na kilka dni jest zupełnie wystarczający, plus np. dodatkowy komplet ciepłej bielizny, którą możemy wykorzystać do spania lub w razie wpadnięcia do wody, możemy wykorzystać jako awaryjny suchy komplet. Jeśli w dodatku mamy przynajmniej podkoszulkę merino, nie będziemy odstraszać swoich towarzyszy zapachem.

Dobre ubranie niestety kosztuje, a to przecież tylko część ekwipunku na wypad w teren. Część rzeczy z powodzeniem da się kupić taniej w postaci używanej. Moim zdaniem warto wyjść z założenia, że to zakup na wiele, wiele lat. Być może taki komplet ubrań to równowartość wycieczki do jakiegoś egoztycznego kraju. Ubrań i wyposażenia turystycznego będziemy używali jednak przecież znacznie dłużej a same wyjazdy w „dzicz”, które to drogie wyposażenie umożliwi, mogą okazać się bardzo budżetowe. O pozostałym wyposażeniu biwakowym, gotowaniu w terenie w następnej części.

Dodatkowo warto wspomnieć o nawigacji. Lęk przed zabłądzeniem powstrzymuje wielu by zwyczajnie ruszyć gdzieś dalej, poza utarte ścieżki. O tym jak czuć się pod tym względem bezpiecznie piszę w tekście  Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.

4 odpowiedzi na “Mierz siły na zamiary, czyli jak się przygotować na wypad do dziczy.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *