Nie można dopuścić, by ci młodzi ludzie usłyszeli wrzaski oszalałego ze strachu, zamkniętego w szklanej kopułce latającej fortecy, niczym w środku tarczy strzelniczej Yossariana, ani Szwejka, którego towarzysze broni, opowiadają również takie, jak niżej, prawdziwe historie z okopów. Jeszcze by rzucili w błoto swoje drewniane karabiny. Zapnijcie pasy.
„Wy byście się sfajdał –odgryzł się kapral –pucybucie jeden. – Więcej jest takich zafajdanych przy każdym gefechcie –odezwał się znowu któryś z eskorty –niedawno opowiadał jeden ranny kolega w Budziejowicach, że kiedy forykowali to narobił trzy razy, raz za razem. Najpierw gdy wyłazili z dekungów na drathindrnisy, potem gdy je przecinali, a trzeci raz, gdy pędzili na nich Rosjanie z bagnetami i wrzeszczeli ura. Zaczęli uciekać zaś do dekungów, a w ich oddziale nie było ani jednego, żeby nie był zafajdany. Jeden zabity leżał na dekungu nogami w dół, podczas forykungu szrapnel urwał mu pół głowy, jakby ją obciął, i on w tym ostatnim momencie tak się zesrał, że mu płynęło przez kamasze do okopu razem z krwią. A ta połowa jego czaszki razem z mózgiem leżała akurat pod tym. Człowiek nie ma pojęcia, jak skończy.”