Na profilu sąsiedzkiego leśnego przedszkola dyskusja o przymusie dzielenia. Chyba słusznie dziewczyny zakładają, że dzieci nie powinny być mu poddane. Jeśli nie chcesz, nie musisz pożyczać koleżance ulubionej sukienki i to jest ok. Dzieciaki powinny mieć tu świadomość własnej wolności. Z drugiej strony trochę szkoda, że pada tabu, które obowiązywało pewnie od czasów, gdy przyszliśmy do Europy z sawanny. Miało sens.
Poruszył mnie kiedyś artykuł chyba w „Wysokich Obcasach”, o formach gramatycznych przy stole*. Artykuł mówił o badaniach porównawczych form językowych używanych przy stole w Polsce i Anglii. W Polsce używa się na co dzień trybu rozkazującego przy stole „podaj mi sól”, w miejsce rozbudowanych grzecznościowo form „czy mógłbyś podać mi sól, proszę”. Co ciekawe, wniosek był taki, że ta forma trybu rozkazującego świadczy o bliższej relacji w polskich rodzinach w zestawieniu z brytyjskimi. Bo rodziny nie trzeba o nic prosić, jest się z nimi tak blisko, że wiadomo, że pomogą.
Te stołowe obserwacje są chyba już w Polsce mało aktualne, choć osobiście tego rozkazującego trybu używałem i chyba używam nadal. Używali go i chyba używają moi pochodzący ze wsi rodzice. W mieście to się szybko zmienia.
Nie chodzi nawet o miasto, chodzi o poziom zamożności. Narzekamy na niskie pensje, emerytury, nie chcemy pamiętać, że według różnych szacunków nawet nasi emeryci należą do ca. 10% elity najbogatszych ludzi tej planety. Ludzi, którzy mają nieograniczony dostęp do wody, nawet do ciepłej. Nie cierpią na chroniczny głód. Nie spadają na nich bomby, ani nie muszą się bać , że w nocy będą walić w ich drzwi kolbami karabinów jakieś uzbrojone bojówki. Ba! mają dostęp do opieki zdrowotnej.
Faktycznie ten tryb przypuszczający podkreśla możliwość (teoretyczną, ale jednak!) odmowy, a więc autonomię jednostki. W biedniejszych społeczeństwach ta autonomia jest mniejsza, bo jednostka nie ma zwyczajnie szans na przetrwanie. To stąd bierze się tabu niemożności odmówienia, jeśli ktoś prosi o pomoc, Tabu, które już praktycznie u nas nie obowiązuje. Pamiętam, gdy pojawiło się słowo „asertywność”,
oznaczające, że gdy przyszedłem do kogoś po pomóc, ten odmawiał mi z kamienną twarzą. Dla mnie było to nie do pojęcia. Jeśli ktoś prosił mnie o pomoc, wiedziałem, że jest w krytycznej sytuacji, muszę rzucić wszystko i mu pomóc, często ze szkodą dla siebie, ale ten plemienny przymus działał.
Gdy w pewnym momencie naszą zamożność diabli wezmą, wrócimy szybko do prymatu grupy nad jednostką. W warunkach działania w terenie, wykwintną gramatykę szybko diabli biorą. Gdy wpływamy canoe na przeszkodę i jedyną szansą na uniknięcie wywrotki jest przesunięcie dziobu w prawo, okrzyk, „dziób w prawo” do szlakowego jest szczytem grzeczności. Szkoda, że nasze szkoły nie praktykują wodnych, czy pieszych, kilkudniowych wypadów w teren dla swoich uczniów. Podczas rozbijania namiotu w strugach deszczu, szybko dowiedzieliby się, że autonomia jednostki czasem musi ustąpić.
- artykułu nie udało mi się znaleźć..
- PS: Tytuł i przecinki dzięki Ani.