Pamiętacie ten przypadek jak jakiegoś profesora pobito w tramwaju tylko dlatego, że mówił po niemiecku? Kolega mi wczoraj powiedział, że miał dużą ochotę dać mi w dziób, a tak w ogóle to mogę wypierdalać z Polski. Poszło o kapelusz. Słomkowy. Konrad Lorenz podczas jakiejś dyskusji o poszukiwaniu pośredniego ogniwa pomiędzy małpą a człowiekiem miał powiedzieć: „my nim jesteśmy”. Te prowokujące słowa zwracają uwagę, że jesteśmy w dużo większym stopniu zwierzętami niż chcielibyśmy przyjąć do wiadomości. Przeglądałem „Tak zwane Zło” Lorenza w poszukiwaniu historii z kurą: podobno jak wpuścimy czarną kurę do kurnika z białymi kurami, to te białe ją zadziobią. Zamiast tej historii znalazłem przerażające opisy doświadczeń na szczurach. Do rodzinnego stada szczurów wpuszczano osobnika o obcym zapachu. Pozostałe wpadały w furię i rozszarpywały obcego. Popadały w taką agresję, że przez chwilę, zanim rozpoznawały właściwy zapach, gryzły nawet osobniki z własnej grupy.
Pamiętam jak na studiach znalazłem się na targu w Irkucku, a może w Ułan-Ude, pełnym smagłych mężczyzn, o oczach bardziej skośnych niż nasze: Buriatów, Mongołów, a może Chińczyków. Dokładnie pamiętam swój silny, niczym nieuzasadniony niepokój. Podobną historię opowiadał mi wczoraj kolega: w samolocie do Hiszpanii, pełnym ciemnych południowców, każdy wydawał mu się terrorystą.
Thomas Metzinger, o którym wspominałem wcześniej pisze, że czas, w którym nasze świadome „ja” dochodzi do głosu stanowi tylko niewielką część życia. Reszta to sen i czas, gdy jesteśmy zawiadywani „softem niskiego rzędu”, który odziedziczyliśmy po naszych zwierzęcych przodkach. Jak działa to oprogramowanie można przeczytać np. w „Jak działa mózg ksenofoba? Otóż jeśli widzimy kogoś, kto nie pasuje nam do wzorca twarzy osób, które widzieliśmy wokół siebie od dzieciństwa, reagujemy niepokojem, a nawet lękiem. Stąd już tylko krok do agresji. Faszerowani od maleńkości przekonaniem, że jesteśmy konstrukcją stworzoną przez Boga na jego podobieństwo, z trudem możemy przyjąć do wiadomości szokujący fakt, który m.in wynika z opisanej wyżej pracy mózgu: istnienie wolnej woli jest problematyczne.
Nakłada się na to lansowany pogląd, że to co naturalne jest dobre. To uproszczenie, które zaciera problemy, jakie stworzyło przeniesienie półzwierzęcych istot żyjących w małych grupach pośród akacji afrykańskiej sawanny do dzisiejszych wielotysięcznych społeczności. Dzikusów z neolitu wpakowano w gorsety prawa i religii. Ale nawet one bardzo długo, choćby przykazanie „Nie zabijaj” (po części do dzisiaj), ograniczały do granic swojego plemienia, narodu czy grupy religijnej.
Nasza wolna wola jest zaburzana, niczym magnes, lękiem (wbudowanym w nasze umysły) przed osobami wyglądającymi inaczej niż my. Dzieci nie dowiedzą się o tym w szkołach, nie nauczą się jak ów lęk przezwyciężać. Wszechobecna, religijno – plemienienna narracja opiera się raczej na nim i go wzmacnia. I to działa. Już nie trzeba być gejem, czarnym, czy gadać po niemiecku, by wyzwolić eksplozję agresji. Za chwilę wystarczy nieco inny strój i wkurwiający kapelusz.
PS:Koleżanka z Azji poleca ten tekst, chyba apropos.
PS2: o dress kodzie noszenia kapeluszy, nie tylko kapelusza kanotier który mam na głowie, fascynujący wpis tu. O samym kanotierze więcej na tym samym blogu tu.