Antykruchość.

Są książki, które zmieniają postrzeganie rzeczywistości. „Na początku był seks”, o którym pisałem ostatnio, należy do tej kategorii. Taką ważną książką jest też „Antykruchość. O rzeczach, które lubią wstrząsy” N. Taleba, którą przeczytałem już jakiś czas temu, ale ciągle o niej pamiętam. Zawarta w niej koncepcja ułomności naszego postrzegania, ciągle do mnie wraca.

Taleb kategoryzuje składniki naszego świata na kruche i antykruche. Filiżanka jest krucha, ale kamień nie jest antykruchy, jest tylko trwały. Krucha jest klasa średnia z jej kredytami, antykrucha arystokracja z jej posiadłościami i kontaktami. Krucha jest praca na etacie w korporacji, jej przeciwieństwem jest (antykrucha) praca prywatnego detektywa, czy prostytutki. Powiecie: facet wymądrza się i teoretyzuje. Nic bardziej mylnego. Odróżnianie kruchości od antykruchości pozwala dostrzegać nadchodzące tąpnięcia, które malowniczo określa Czarnymi Łabędziami. Dla amerykańskiego indyka, żyjącego w błogim przeczuciu, że jutro będzie takie samo jak dziś, Czarnym Łabędziem jest święto Dziękczynienia. Tylko ten kto właściwie postrzega rzeczywistość jest w stanie podejmować właściwe decyzje. Autor zachwyca się Seneką, który potrafił przekuć swoje umiłowanie mądrości w gigantyczny osobisty majątek (co nie ustrzegło go przed przymusowym samobójstwem). Sam Taleb był traderem, obracał m.in opcjami i przewidział wielki kryzys 2008 r. Gdyby czytał „Na początku był seks”, na pewno napisałby też o antykruchym zbieractwie i łowiectwie, w odróżnieniu od (coraz bardziej!) kruchego rolnictwa.

„Na początku był seks” rzucał pewne pozytywne światło na początki naszego człowieczeństwa. Antykruchość ukazuje niezwykle wątłe założenia naszej współczesnej cywilizacji. Nieopatrznie połknąłem niedawno „Blackout”, thriller o skutkach kilkunastodniowego braku prądu w Europie. Prześladuje mnie teraz obraz setek krów ryczących i umierających w bólu niewydojonych wymion. Współczesne gospodarstwa mają tak wiele tych zwierząt, że bez zasilanych prądem automatycznych dojarek, nie da się ich pozbawić brzemienia mleka.

Wprowadzamy na ogromną skalę zmiany, przekonani, że zbadaliśmy wszystkie „skutki uboczne”. Problem w tym, że jeśli czegoś nie odkryliśmy, to nie oznacza, że tego nie ma. Boleśnie przekonał się o tym Kolumb. Wiedział, że Indie istnieją i chciał do nich dotrzeć. Niestety nie wiedział, że po drodze natknie się na Amerykę.

Nikt nie przypuszczał, że wyszukiwarki internetowe, social media poprzez tworzenie zamkniętych baniek informacyjnych mogą stać się jedną z przyczyn postępującej polaryzacji społeczeństw a nawet wylęgarnią terrorystów. Ba! Mogą być nawet skutecznym narzędziem wpływu na demokratyczne wybory przez obce mocarstwa (Rosja vs. USA).

Selekcjonując drzewa w lesie na szczęście niewiele możemy popsuć. Pewnie nie wiecie: leśnicy wkładają całkiem sporo energii w to, by kolejne pokolenia drzew były mniej krzywe i miały raczej cieńsze niż grubsze gałęzie. Ma to później duże znaczenie, jeśli zamierzacie obrabiać deski ręcznym heblem. Te z sękami obrabia się dużo trudniej, ostrze hebla co i rusz więźnie w sęku. Dziś deski klei się raczej z fragmentów pozbawionych sęków albo radzą sobie z nimi mechaniczne strugi, ale my, jak Kolumb, nie zmieniamy kursu.

Na szczęście uprawiany głównie przy pomocy wiatru seks drzew trudno porządnie okiełznać, więc i skutki leśnej selekcji są niemal żadne. W przypadku zwierząt bywa lepiej, to znaczy czasem gorzej. Chodząc na spacer, spotykam owczarki, które padły ofiarą skrupulatności niemieckich hodowców. Wymarzyli sobie psa ze skośnie opuszczonym zadem. Selekcja się udała, tylko psy z trudem chodzą.
Ciekawe, czy Taleb las uznałby za antykruchy?

Lektura uzupełniająca:
– Konopielka Redlińskiego.
– Ekstensa Dukaja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *