Dlaczego w świecie człowieka jest tyle przemocy i wojen? Chyba każdy zadawał sobie takie pytanie. Być może przemoc tkwi w samym rdzeniu naszego człowieczeństwa. Wystarczy się przyjrzeć naszym agresywnym i wojowniczym kuzynom, szympansom, czy żyjącym jak przed tysiącleciami plemionom jak Yonomami, by nabrać przekonania, że przemoc, okrutne wojny, towarzyszą nam od zawsze. Być może taka niebywale pesymistyczna wizja naszych początków jest jednak fałszywa. Być może było nam bliżej do łagodnego pacyfisty, szympansa karłowatego, bonobo, niż wojowniczego szympansa. Kluczem są zasoby i seks, a dokładnie seksualna wolność kobiet, która legła w gruzach wraz z wynalezieniem rolnictwa i nie podniosła się do dziś.
Wśród XVIII wiecznych filozofów pojawia się koncepcja „szlachetnego dzikusa”, która przenika później do wczesnej antropologii, a później do popkultury. Wszyscy pamiętamy szlachetnego Winnetou albo przynajmniej Costnera, tańczącego z wilkami. Jest to wizja, delikatnie mówiąc, bardzo niekompletna. Warto sięgnąć po „Yanoama Opowieść kobiety porwanej przez Indian” Ettore Biocca. Jest to autentyczna opowieść kobiety, która jako dziecko trafiła do plemienia Yanoama (Brazylia) i żyła tam dwadzieścia lat. W tym czasie przebywała wśród kilku różnych grup plemiennych. Trafiała do nich jako łup, zdobyty podczas rajdów wojennych. Członkowie przegranej grupy płci męskiej, niezależnie od wieku, podczas takich ataków byli wyżynani w pień. Z badań etnografów wynika, że przemoc wśród ludów pierwotnych była codziennością. Wśród najlepiej zbadanych Yonoama w plemiennych, praktycznie corocznych wojnach, ginęło nawet 30% mężczyzn każdego pokolenia. Takie wojny toczyli nawet Eskimosi, uznawani za jakoby najbardziej pokojowych Na sąsiadów napadano praktycznie bez żadnego pretekstu, wystarczyła sama ich obecność. Zdarzało się, że zapraszano sąsiadów na ucztę, po to by ich znienacka wymordować. Kobiety, rzecz jasna,porwać, gwałcić,a później wziąć jako kolejne żony.
Tę czarną wizję początków naszego człowieczeństwa potwierdziły słynne badania Jane Goodall nad szympansami i gorylami. Wojowniczość szympansów i goryli przeciwstawia się łagodnym bonobo. Kluczem jest patriarchat. Młode samce szympansów zmawiają się i tłuką dojrzałe samice, pokazując „kto tu rządzi”. U bonobo jest dokładnie odwrotnie. Piszą o tym Wrangam i Peterson w „Demoniczne samce: Małpy człekokształtne i źródła ludzkiej przemocy”. Z tych lektur płyną głęboko pesymistyczne wnioski. Przemoc tkwi głęboko w ludzkiej naturze, nie jest wykwitem cywilizacji. Tkwi tak głęboko, że oddają się jej nie tylko pierwotne, amazońskie plemiona, ale nawet nasi najstarsi kuzyni, małpy człekokształtne.
Czytając bardzo ciekawą opowieść znanego prymatologa Fransa de Walla „Bonobo i atesista” natknąłem się na ślad pracy, która próbuje obalić tę pesymistyczną wizję człowieczeństwa – „Na początku był seks” (Jetha i Ryan). Książka stawia tezę, że przyczyną przemocy była walka o zasoby. Pierwotne grupy łowiecko – zbieracze nie musiały o nie rywalizować: były bardzo nieliczne, a zasobów żywności było w bród. Zupełnie jak u bonobo w takich wędrownych hordach kobiety cieszyły się zupełną autonomicznością i wolnością wyborów seksualnych. Autorzy dowodzą, że przyjęta za oczywistą koncepcja wyboru partnera seksualnego przez kobiety w czasach prehistorycznych jest błędna. Wszyscy wiemy, że kobiety wybierały najlepszych myśliwych, takich, którzy mogli zapewnić stałe dostawy żywności jej i ich dziecku. To zupełnie błędna koncepcja, objęta tak głębokim tabu, że wielu z nas jej echa nosi w sobie do dziś. Przetrwanie gwarantowała grupa. I tylko więzi z całą grupą zapewniały przetrwanie. Przypomnijcie sobie, jak w dzieciństwie spędzacie czas z grupą rówieśników. Zjedzenie batonika, bez podzielenia się z innymi członkami grupy jest nie do pomyślenia. To tabu było kiedyś znacznie silniejsze, do tego stopnia, że w niektórych plemionach, podziałem upolowanego jelenia nie mógł zajmować się myśliwy, który go upolował. Robił to ktoś inny i sprawiedliwie dzielił mięso wśród członków grupy. Kobiety zapewne wiązały się mocniej z jednym z mężczyzn, ale nie wykluczało to tak mocno jak dziś kontaktów seksualnych z innymi członkami grupy, bo to grupa gwarantowała przetrwanie.
Co ciekawe, do dziś w wielu plemionach Ameryki Południowej, funkcjonuje podobno koncepcja, że dziecko może mieć, a nawet powinno mieć kilku ojców. Zupełnie dosłownie. Wierzy się bowiem, że zapłodnienie nie jest jednorazowym aktem, ale pewnym procesem, trwającym przez całą ciążę, a udział w nim kilku mężczyzn, pozwoli na przeniesienie ich najlepszych cech na przyszłe dziecko. Ta koncepcja sprawdza się też w przypadku, faktycznie wysokiej śmiertelności mężczyzn (niebezpieczne polowania, wojny plemienne): w przypadku śmierci jednego z ojców, pozostają inni, którzy służą wsparciem. Na poparcie tezy, jak daleko jest nam do monogamii, autorzy sięgają po najcięższe armaty: porównują budowę anatomiczną genitaliów małp człekokształtnych, z której niezbicie wynika, że znacznie bliżej nam do „rozwiązłych” bonobo niż monogamicznych goryli czy gibonów.
Tak, przyczyną przemocy jest zniewolenie seksualne kobiet w jarzmie monogamicznych związków: przypomnijcie sobie choćby historię wojny trojańskiej. Troja nie zostałaby zburzona, jej mieszkańcy wymordowani, gdyby Helena mogła żyć z Menealosem i Parysem w radosnym trójkącie. Nie mogli, bo kultura mykeńska była już kulturą agrarną. To rolnictwo okazuje się przyczyną wszelkiego zła. Doprowadziło do gromadzenia dóbr (było o co walczyć) i było co dziedziczyć, więc koncepcja kilku ojców przestała być modna. Zaczęła się era wojen i ucisku kobiet, która szczęśliwie trwa do dziś. Pewnym przełomem (nie u nas!) wydaje się być żona prezydenta Francji. Okazuje się, że w tym kraju, kobieta może zupełnie swobodnie, nie narażając się na ostracyzm, wybrać sobie znacznie modszego partnera seksualnego. Czyżby mały przełom w kierunku bonobicznej rewolucji?
Zdjęcie: Giambologna, porwanie Sabinek.
Jedna odpowiedź do “Dżihad kontra bonobiczna rewolucja.”