Niedawno, słuchając rewelacyjnego Sons Of Kemet, zupełnie jak pan Jourdain, bohater komedii Moliera, który dowiedział się, że mówi prozą, zorientowałem się, że słucham jazzu. Kilka dni temu, w znanym gdańskim teatrze, moje życie uległo znowu przełomowi.
W Teatrze Szekspirowskim
Słuchając w drodze do teatru wykładu mojej żony o Kancie i Heglu i Sartrze, uświadomiłem sobie nagle, że jestem egzystencjalistą (nijak nie potrafiłem wymówić tego słowa). Wszystko przez to, że sądząc, że kupiłem bilety na jakąś uwspółcześnioną wersję „Poskromienia złośnicy”, wylądowaliśmy w gdańskim Teatrze Szekspirowskim na sztuce tego ostatniego filozofa, graną na dodatek przez japońskich aktorów w ich ojczystym języku (z polskimi napisami).
Nie dość, że nie potrafiłem sklecić w trakcie samochodowego wykładu sensownego zdania na temat uprawianej filozofii przez tych panów, to słoma z butów wylazła mi jeszcze, gdy tuż po zakończeniu spektaklu zerwałem się jako pierwszy do oklasków na stojąco. Mojego entuzjazmu nie podzielała przytłaczająca większość bardziej wyrobionej widowni, która grzecznie oklaskiwała japońską trupę na siedząco.
Sartre dla wieśniaka
Cóż, sztuka może i była nieco łopatologiczna, a afektowany japoński akcent robił dość dziwne wrażenie. Przypominała świeckie kazanie, o wolnej woli, o tym, że nasze wybory mogą mieć dalekosiężne dla nas i dla innych skutki, ale jednocześnie, że za nasze wybory nikt nas nie wynagrodzi ani nie ukarze. Jednym słowem myśl Sarte’a opakowana tylko z grubsza w pretekstową fabułę, zrobiła na mnie, wieśniaku, ogromne wrażenie.
Sartre kontra kognitywiści
Warto zauważyć, że Sartre jest ciekawą przeciwwagą dla współczesnych filozofów – kognitywistów (patrz Metziner i jego Tunel Ego), którzy mocno negują posiadanie wolnej woli przez sieci neuronowe kory nowej, które nazywamy swoim „ja”.
Dotąd bliski był mi światopogląd Greków, którzy swoje przekonanie o nagości wobec świata opakowali w religię, w której bogowie byli jedynie metaforą naszych rządz. To znacznie, znacznie mniej niż koncepcja świata z wielkim ojcem – opiekunem i możliwością skasowania licznika karmy, przez jego przedstawiciela, schowanego w drewnianej budce.
Utylitaryzm tego praktycznego rozwiązania wyśmiałem niegdyś odruchowo w krótkiej rozmowie z jednym z moich byłych szefów, który nie rozstawał się z różańcem. W jakiejś drobnostce dotyczącej spraw służbowych, radził mi żartem, bym kłamał, kłamał w żywe oczy, bo przecież i tak nikt się nie dowie. Odparłem bezczelnie: „Łatwo ci mówić, wyspowiadasz się i po kłopocie, a ja? Ja z tym kłamstwem zostanę!”. Już wtedy byłem egzystencjalistą, nie mając o tym pojęcia.
- Świetny podcast o egzystencjalizmie, bardzo polecam!
- Opis sztuki na stronie Teatru Szekspirowskiego (stąd zdjęcie).
- Film na podstawie sztuki „Ladacznica z zasadami” z 1952 (polskie napisy)
- Sztuka była grana w teatrze Wybrzeże w 1956 (z Zygmuntem Hübner, późniejszym patronem warszawskiego powszechnego, w roli Freda)
- Plus oczywiście moje wcześniejsze wpisy, bardzo polecam, linki do tych związanych z tematem ukryłem w tekście.