Ta książka kojarzy się z historyjkami dla dzieci. Wiadomo, Guliwer trafia do krainy Liliputów. Wszyscy chyba pamiętają ten obrazek: Guliwer leży na wznak na plaży, jego ciało, a nawet włosy, są przymocowywane do ziemi przez uwijające się wokół maleńkie postacie ludzkie. Swift „Podróży Guliwera” nie napisał przecież dla dzieci, książka była ostrą satyrą wymierzoną głównie w XVIII Anglię i jej stosunki społeczne. Chyba jednak nie z tego powodu Orwell miał powiedzieć, że gdyby miał wybrać sześć książek, które miałyby ocaleć, podczas gdy wszystkie inne uległyby zniszczeniu, Podróże Guliwera z pewnością znalazłyby się wśród nich. Zupełnym przypadkiem przeczytałem niegdyś całość i przede wszystkim czwarta część, rzadko obecna w popkulturze, podróż Guliwera do krainy Houyhnhnmów zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie.
Doskonale pamiętam wielkie pęto kiełbasy w niebieskiej misce. Kiełbasę przyniosła skądś moja babcia. Musiałem mieć wtedy poniżej 10 lat. Puste półki sklepowe, wszechobecny kryzys. To musiała być wspaniała zdobycz. Mój ojciec miał bardzo poprawne stosunki ze swoją teściową. Być może dlatego ta nagła scena tak bardzo wryła mi się w pamięć. „W tym domu koni się nie jada!” Trudno mówić o podniesionym głosie. Mój ojciec po prostu krzyczał.
Podczas czwartej podróży Guliwer trafia do cywilizacji inteligentnych, łagodnych i nieznających kłamstwa koni. Ich niewolnikami są dzicy, brutalni wiecznie brudni i śmierdzący Yahoosowie. To jakby ludzie, ale pozbawieni zupełnie swoich dobrych cech. Guliwer jest pod ogromnym wrażeniem Houyhnhnmów, nabiera zaś obrzydzenia do ludzi, które nie ustępuje nawet wtedy, gdy wraca do domu.
Towarzyskim akurat mizantropem był też Lem. W jednej z książek pisze, że gdy inna cywilizacja odkryje leżącą na peryferiach galaktyki ludzkość, jej reakcja będzie przypominać reakcję małego chłopca, który dźwiga kamień leżący gdzieś w rogu ogrodu i z zaskoczeniem i obrzydzeniem odkrywa pod nim uciekające przed nagłym światłem wijące się dżdżownice, stonogi, szczypawki i inne robactwo. Jego reakcja jest odruchowa i brutalna.
Więcej przepięknych zdjęć Marty Baranowskiej: