Zdarzyło mi się zabłądzić w lesie wiele razy i doskonale pamiętam to przerażające uczucie. Przyjazny las staje się nagle obcy a nasz umysł jest na krawędzi paniki.
Dzięki temu doświadczeniu przełamywałem później swój lęk, wędrując zimowymi wieczorami po lesie na nartach śladowych. Las nocą wygląda zdecydowanie inaczej niż za dnia, ale wystarczała mi znajomość sieci lokalnych dróg i aplikacja w smartfonie. Zdecydowanie nie był to polecany przez wielu leśników mBDL czyli mobilny Bank Danych o Lasach..
Strach przed zabłądzeniem w dziczy.
Doskonale pamiętam pierwsze błądzenie, chodziliśmy z siostrą do pierwszych klas podstawówki, a może to było przedszkole? Błąkaliśmy się po mocno pagórkowatym, liściastym i miejscami mocno podmokłym Lesie Miejskim pod Giżyckiem. Teoretycznie nieźle znaliśmy ten las. Ale gdy przyszło co do czego, nie potrafiliśmy wrócić do domu. Co jakiś czas uznawaliśmy, że idziemy w złą stronę i zmienialiśmy kierunek. Trwało to całkiem długo i byliśmy już zmęczeni. W końcu ojciec przyszedł nam z pomocą, cały czas szedł za nami. Poszliśmy razem w głąb lasu, potem kilka razy gwałtownie zmienił kierunek tak, byśmy stracili poczucie orientacji i polecił samym wrócić do domu. Nie udało się.
Dzięki temu radykalnemu ćwiczeniu nabawiłem się być może lekkiej fobii na tle błądzenia, ale też zawsze byłem już w tym zakresie bardzo czujny. Zdarzało mi się chodzić w terenie z mapą i kompasem wielokrotnie i wiem, jak trudna to sztuka i jak wysoka bywa stawka.
To był rajd „Zjawa” na Mazurach, zimą, gdy jeszcze bywały prawdziwe mazurskie zimy. Moja drużyna strarszoharcerska „Noki” upadła tak nisko, że z braku innych chętnych przyjęliśmy grupę dzieciaków z 6 i 7 klasy szkoły podstawowej. Normalnie przyjmowano tylko uczniów szkół średnich, sami byliśmy może w III klasie liceum. Mieliśmy popołudniem dojechać na miejsce pociągiem, przejść kilometr i dotrzeć do wiejskiej szkoły, gdzie mieliśmy nocleg. Pociąg mknął przez śnieżną ciemność, stawał na moment i ruszał dalej. Liczyliśmyy stacje, bo wypatrzenie w ciemnościach tablicy z nazwą, nie zawsze było wykonalne. W wesołej atmosferze ciepłego przedziału przegapiliśmy przystanek.
Nigdy później nie czułem takiego ciężaru odpowiedzialności. Musieliśmy wrócić polnymi, na szczęście nie mocno zaśnieżonymi drogami, ponad 10 kilometrów. Sieć dróg nijak się miała do kolejowej, więc droga nie była prosta. Mieliśmy papierowe, wojskowe mapy i busolę. Pamiętam, jak stoimy we trzech najstarszych chłopaków i debatujemy w świetle latarek, nad mapą, czy właściwa droga to ta prosto, czy może jednak lekko w lewo. Dzieciaki z podstawówki , na swoim pierwszym w życiu rajdzie, marzły w ciemnościach gdzieś z boku.
Czy można zabłądzić z aplikacją mapową?
Dziś sprawa jest prosta: wyciągamy smartfon, uruchamiamy mapę i trafiamy do celu. Niekoniecznie. Mamy sporą szansę, że pójdziemy w zupełnie innym kierunku i zorientujemy się dopiero po kilkuset metrach marszu albo i później. Sam tego doświadczyłem pewnego wieczoru na warszawskiej Pradze. Wysiadłem z metra, wklepałem adres sympatycznej koleżanki i poszedłem, jak się po dłuższej chwili okazało, dokładnie w odwrotną stronę (sic!).
Problem polega na zorientowaniu mapy w stosunku do północy. Musimy tak obrócić mapę, by północ na mapie była obrócona w stronę rzeczywistej północy. Sprawa jest prosta jak drut: busolę trzymamy maksymalnie poziomo, strzałka wolno obracając się, zaczyna w końcu wskazywać właściwy kierunek. Obracamy wtedy mapę tak, by jej (mapy) strzałka północy wskazywała ten sam kierunek co strzałka busoli. Znęcam się nad dzieciakami podczas zajęć „Spacer z mapą” w LOB Marszewo, ustawiając ich plecami do północy. Okazuje się, że operacja zorientowania mapy jest wtedy niemal nierealna do przeprowadzenia, bo o zgrozo, mapę należy obrócić tak, by trzymać ją do góry nogami.
Orientowanie mapy świetnie podczas tych zajęć w inny sposób wytłumaczył pewien nauczyciel, biegacz na orientację. Warto sobie zorientowaną mapę (rysunek mapy odpowiada wtedy rzeczywistości) wyobrazić jako płaszczyznę magicznie zawieszoną w przestrzeni, obróconą ciągle na północ. Spoglądając na nią, obchodzimy ją jedynie w zależności od potrzeb dookoła, patrząc na nią i na teren z tej czy innej strony.
Jakim cudem zabłądziłem wtedy na Pradze? Teoretycznie aplikacja mapowa powinna automatycznie obrócić naszą mapę na północ. W praktyce bywa z tym różnie. Możemy w naszym smartfonie nie mieć wbudowanego kompasu, kompas może też wymagać kalibracji (trzeba zwykle wykonywać smartofonem ósemki w powietrzu). Aplikacja ustala wtedy strony świata na podstawie porównania naszej pozycji z konstelacją satelitów zawieszoną nad nami, które z kolei po części przesłaniają otaczające nas wieżowce, co utrudnia całą operację. Aplikacja, by poprawnie obrócić mapę, potrzebuje jeszcze mieć wektor naszego ruchu: musimy się przemieścić, zwykle co najmniej kilkanaście, kilkadziesiąt metrów. Jeśli nie jesteśmy tego świadomi, dzielnie maszerujemy w losowym kierunku, bo tak „pokazuje” aplikacja. Później musimy jeszcze zauważyć i prawidłowo odczytać informację, że mamy iść jednak w innym kierunku, co nie zawsze jest oczywiste.
Warto więc przed ruszeniem do przodu powoli obrócić się w lewo i w prawo i zobaczyć czy mapa w smartfonie reaguje na nasz ruch i również się obraca, czy nieruchomo tkwi w ramkach ekranu. W tym drugim przypadku orientacja mapy nie działa. Mapy Google domyślnie się nie obracają: przy kropce naszego zasięgu obraca się jedynie cieniowany wycinek koła, oznaczający kierunek naszego patrzenia. Jest to rozwiązanie w ogóle nieczytelne: warto dwa razy kliknąć w ikonę pozycji (prawy dolny róg, okrąg z krótkimi czterema kreskami) mapa wtedy zbliży się do naszej pozycji, a na ikonie pojawi się symbol kompasu. Mapa zacznie obracać się zgodnie z kierunkiem naszego patrzenia, co doskonale umożliwi nam orientację, w którą stronę mamy się poruszać.
W mieście działa też na ogół świetnie mechanika google rodem z filmów science-fiction: orientacja w oparciu o wirtualną rzeczywistość rozszerzoną (ikonka „Live” w dolnym prawym rogu ekranu). Musimy trzymać aparat pionowo i patrzymy na świat niejako przez oko kamery aparatu. Aplikacja rozpoznaje otaczającą nas zabudowę i rysuje trasę niejako na otaczającym nas świecie. Jeśli jakimś cudem nie próbowaliście, spróbujcie koniecznie, bo warto.
Moja lekka fobia antyzabłądzeniowa miała takie skutek, że busolę marki Silva zabierałem nawet na spływy. Rzecz w tym, że pływaliśmy niemal wyłącznie po rzekach i posługiwanie się na nich busolą było bez sensu, co wytknął mi mój dziesięcioletni syn: przecież na rzece nie da się zabłądzić. Faktycznie, na spływach przestaję zwykle się pilnować w jakim miejscu mapy w danym momecie się znajduję. Zapasy żywności zabieramy na cały spływ, problem dodatkowego zaopatrzenia w okolicznych sklepach więc odpada. Miejsca na nocleg szukamy pod wieczór lub gdy mamy na to ochotę. To rozluźnienie reżimu nawigacji doprowadziło mnie raz podczas spływu Wdą do zguby: zabłądziliśmy na rzece.
Jaka aplikacja by nie zabłądzić w lesie
Leśnicy (też to robiłem) na stronach nadleśnictw promują aplikację mBDL (mobilny Bank Danych o Lasach). Sęk w tym, że możliwość orientowania się w terenie to niejako tylko skutek uboczny jej podstawowej funkcjonalności. mBDL jest przede wszystkim tym, na co wskazuje jego nazwa: mobilną wersją banku danych o lasach. BDL jest serwisem dającym pewien dostęp do ogromnych baz danych dotyczących lasów zarządzanych przez Lasy Państwowe. Dostęp ten ten odbywa się przede wszystkim przez mapy: czy to w aplikacji czy poprzez stronę internetową wyświetlamy mapę z różnymi informacjami. Przypisane są one do siatki wielokątów, tzw. wydzieleń leśnych, na które podzielony jest las. To siatkę wydzieleń, która w swojej znacznej części jest w ogóle niewidoczna (!) dla laika w terenie widzimy przede wszystkim na mapie mBDL. Dzięki mapie jednak możemy się dowiedzieć w jakim wieku jest dany fragment lasu, jakie gatunki drzew w nim rosną i całkiem sporo innych informacji. Aplikacja świetnie nadaje się też do sprawdzenia w lesie czyjej własności jesteśmy (LP, las prywatny, las komunalny itp), doskonale pomaga też znaleźć obszary „Zanocuj w Lesie”. Do orientacji w terenie używam jednak innych, specjalistycznych aplikacji.
Warto wiedzieć, że prezentacja danych o lesie na mapie aplikacji czy na stronie Banku Danych o Lasach, to najmniej profesjonalna forma analizy tych danych. Profesjonaliści pobierają z BDL tzw. warstwy Leśnej Mapy Numerycznej, obrabiają je i przeglądają je w specjalnych programach. Jeszcze całkiem niedawno były one okrutnie drogie, dziś są to świetnie działające (QGIS) programy bezpłatne. Więc jeśli chcesz zrobić pracę np. magisterską w oparciu o zebrane w terenie dane i porównać je jakoś z danymi zebranymi przez LP, bądź profesjonalistą. Użyj softu do analizy danych (np. QGIS) i wczytaj do niego swoje dane zebrane w terenie oraz dane pobrane z BDL i poddaj analizie.
Jeśli chcesz orientować się w terenie, oczekujesz, że apka poprowadzi Cię po leśnych ścieżkach jak nawigacja samochodowa po autostradach: użyj do tego profesjonalnych aplikacji. Google Maps używam wyłącznie w samochodzie i w mieście. Warto korzystać też ze szlaków turystycznych. Znakomicie ułatwiają planowanie spacerów! Wyłącznie po szlakach chodzi się np. w Tatrach, trasę planujemy niczym w dużym mieście przy korzystaniu z komunikacji publicznej. Do schroniska PTTK na Polanie Chochołowskiej dojdziemy zielonym szlakiem, na końcu czeka nas krótka przechadzka żółtym. TPN ma świetne, schematyczne mapki, którymi mocno się inspirowałem przy tworzeniu podobnego schematu szlaków dla Nadleśnictwa Gdańsk (mapa do dostania zupełnie bezpłatnie). Co więcej, chodząc uczęszczanymi szlakami, mamy realnie mniejsze ryzyko złapania kleszcza!
Jak zabłądziliśmy na rzece? Wda zaczęła się od emocji jeziora Wdzydzkiego, które nieźle rozkołysane, chciało nam się koniecznie przelać przez burty do środka kanady. Gdy dotarliśmy wreszcie do rzeki, rzuciliśmy się do spokojnego już wiosłowania, ani myśląc o wyciągnięciu mapy czy odpaleniu aplikacji. Po pewnym czasie rzeka wydała nam się podejrzanie prosta i nudna i wtedy przypomnieliśmy sobie o istnieniu kanału, do którego trafiliśmy zamiast do dzikiej rzeki. Powrót do niej był niezwykle ciężki, silny wiatr wiał tak mocno w twarz, że wpadliśmy na pomysł burłaczenia, co wbrew pozorom nie było specjalnie efektywne. W końcu zauważyliśmy, że rzeka płynie równolegle, kilkaset metrów obok. Przetaszczyliśmy więc łódkę i dobytek na plecach, przez wyschnięty wiosennie ols, nie unikając jednak wpadnięcia głęboko w bagnistą glebę: tak się kończy ignorowanie orientacji w terenie. Starannie planuj więc raczej swoje wycieczki, korzystaj z dobrych map papierowych i porządnych aplikacji.
Używałem i używam kilku. Dla terenu Trójmiasta sprawdzi się aplikacja „Nadleśnictwo Gdańsk”, przy której mocno maczałem palce: jest świetna jako lista ciekawych punktów (miejsc biwakowych, ogniskowych, pomników przyrody itp. miejsc które warto odwiedzić). Możesz przez nią zgłosić nam też drzewo leżące w poprzek szlaku, czy dzikie wysypisko śmieci. Do rzeczywistego planowania trasy używam jednak znacznie bardziej profesjonalnego Locus map, czy zupełnie bezpłatnych, również czeskich mapy.cz. W polskich górach hitem jest chyba wciąż Mapa Turystyczna.
Jak nie zabłądzić – pobierz mapy offline i zapisuj ślad
Po pobraniu aplikacji koniecznie pobierz mapy (np. Polski) do pamięci telefonu. Brak zasięgu internetu w terenie to wcale nie taka rzadkość. Przed ruszeniem w teren warto przećwiczyć działanie cyfrowej mapy w przydomowym ogródku czy miejskim parku. Może sprawdzi się włączenie wyświetlania śladu naszej dotychczasowej wędrówki? Koniecznie warto pamiętać o tym, że zwłaszcza ulistnione drzewa potrafią działać jak wieżowce, skutecznie ograniczając widoczność satelitów, dzięki którym apka potrafi określić nasze położenie w terenie. Warto pamiętać też oczywiście, że bateria naszego telefonu wyczerpuje się dość szybko. Dlatego na dłuższą wędrówkę nie ruszam się bez papierowej mapy i busoli!
Nie ma nic gorszego niż za ciężki plecak podczas wędrówki, o tym jak sprawić by wędrówka była maksymalnie przyjemną, piszę tu: Mierz siły na zamiary, czyli jak się przygotować na wypad do dziczy.
2 odpowiedzi na “Jak nie zabłądzić w lesie. Mapy, kompasy i aplikacje mapowe.”