Nie czytaj pan, bo to Niemiec.

Brytania, HBOBrucknera, nie czytaj pan, nie czytaj, bo to Niemiec. Przestroga była grubo spóźniona, bo dawno przebrnąłem przez grubo połowę tego niezwykle ciężkiego tekstu z początku XX wieku. Oprócz przeświadczenia, że po religii Słowian praktycznie nie zostały żadne ślady z lektury wyniosłem tylko jeden cytat. Przypomniał mi się, gdy wczoraj skończyłem oglądać pierwszy sezon „Brytanii” na HBO.

Tę opinię na temat polskiego slawisty wygłosił pewien gdański profesor i miał o tyle rację, że lektura faktycznie działa  zniechęcająco. Brucknera (z „u” umlaut) faktycznie nie czytajcie, polecam raczej „Religię Słowian” Szyjewskiego albo słowiański harlequin, trylogię „Kwiat paproci” („Szeptucha”, „Noc Kupały”, „Żerca”), czytając pierwsze dwa tomy (dzięki Gosia!) miałem wrażenie, że autorka pisała je z Szyjewskim w ręku.

Bruckner pisze o przysiędze Kiejstuta Giedyminowicza, ojca mego słynnego imiennika, z 1351 r, wobec króla węgierskiego: „..gdzie on i Litwa jego zakłuli wołu, krwią pomazali  twarz i ręce, po czym trzykrotnie między odciętą głową a tułowiem przechodzili, dorozumiej się: niech ta krew własna popłynie i głowy nam poucinają, jeżeli przysięgę złamiemy”.

Tę krwawą scenę zrozumiałem dopiero po lekturze „Barbarzyńskiej Europy” Modzelewskiego, który wprost pisze o tym jak bardzo wierzenia religijne, związane z nimi obrzędy i  przepisy prawa, splątane były w nierozerwalny węzeł. Przez chwilę wydawało mi się, że ten fenomen dotyczył tylko „barbarzyńców”, że imperium rzymskie było od niego wolne. Scena z  filmu, gdzie cezar, jako główny kapłan, wymazuje sobie krwią twarz do obrzędu, szybko wybiła mi ten pomysł z głowy.

Dzięki temu „Brytania” nie poszła w kąt po pierwszym odcinku. Serial z realiami historycznymi, w odróżnieniu od takich „Wikingów” raczej nie ma za wiele wspólnego. W jednym i drugim zanurzamy się jednak wreszcie w świat „barbarzyńców”, „nasz” świat, bezpowrotnie w większej lub mniejszej części zniszczony najpierw przez najazd Rzymian, później chrześcijaństwa. „Wreszcie”, bo cała dotąd przecież narracja historyczna i kulturowa pisana była przez zwycięzców i ich spadkobierców.

„Brytania” idzie głębiej w ten świat, niż „Wikingowie” –  tu przedchrześcijańscy bogowie po prostu istnieją i działają, podobnie jak choćby magia druidów.  Nawet umiarkowanie zdolny adept jest w stanie rzucać bojowe uroki niczym wiedźmin. Cóż, magia, w którą wszyscy wierzą, najwyraźniej działa.

Ta wymaga  oczywiście odpowiednio krwawej oprawy. To ciekawe, jak wewnętrznie zżymamy się na barbarzyństwo Kiejstuta, smarującego się krwią wołu, za normalne mając kapłana pijącego krew umęczonego w ofierze boskiego syna. Krwawych obrzędów, mam wrażenie przynajmniej po części wziętych żywcem z różnych  badań archeologicznych, nie brakuje w serialu. Najciekawszym jest złożenie w ofierze celtyckiego króla, gdzie dla lepszego życia pozagrobowego wymienia mu się oczy na kamienie, a piszczele – na konary dębowe.

Jeśli myślimy, że w naszej współczesności zostały z magii nędzne resztki w postaci czarnego kota, czy guzika od kominiarza, to się mylimy. Chyba Noah Harrari (a może Taleb?) pisze, że na magicznych obrzędach opiera się współczesność. Wierzymy, że mały skrawek papieru opatrzony magicznymi rysunkami ma ogromną wartość, a człowiek kładący rękę na świętej księdze i powtarzający słowa przysięgi będzie mówił prawdę. Magia tworzy granice trzymające w kupie nasze społeczeństwo. Co nie znaczy, że nie da się ich przekroczyć. Kiejstut, ku zaskoczeniu króla węgierskiego, nieznającego litewskich w tym zakresie obyczajów, błyskawicznie złamał swoją przysięgę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *