Taki napis pojawił się na ubraniu strażnika leśnego. Wzbudził emocje, mają zostać wyciągnięte konsekwencje, bo napis był nieregulaminowy. Widziałem też pojedyncze głosy leśników, że to naszywka patriotyczna, więc nie ma problemu. Mnie zmroziła treść tej naszywki, później zacząłem się zastawiać dlaczego.
Taka odezwa, ma sens w czasie wojny, pomyślałem. Wróg jest jasno zdefiniowany (wyobraziłem sobie II wojnę światową) i faktycznie sytuacja jest jasna. Mamy zbrojną napaść, umundurowanych żołnierzy wroga, nie ma się nad czym zastawiać (nieco gorzej, gdy to my napadamy). Po sekundzie przyszła refleksja, że nawet w czasie wojny bywa różnie. Sanitariuszki opatrujące rannych Niemców w Powstaniu to pierwszy przykład jaki przyszedł mi do głowy. Czy wzięty do niewoli wróg ojczyzny zasługuje na śmierć? Hasło jak się okazuje było noszone pierwotnie przez „żołnierzy wyklętych”. Ludzi zabijających innych, również cywilów, w warunkach oficjalnego pokoju.
Widząc dziś taką naszywkę zaczynam paranoicznie podejrzewać, że jej właściciel, w głębi serca uważa, że pokój jest złudą i czas zabijania się nie skończył. Mrozi mnie to do kości, mam nadzieję, że nie tylko mnie.
A na Ukrainie to peace and love? Ubierz się cieplej,a przede wszystkim czapkę na głowę.
loda zjedz – może Cię zmrozi… głupcze
Jeśli Cię mrozi, to się pakuj i na Madagaskar.