Morfina Twardocha

Dostałem od Ewy i przeczytałem jednym tchem. Bardzo wciągająca, niezwykle sugestywna wizja Warszawy właśnie zdobytej (zgwałconej, jak pisze autor) przez Niemców. Seks, śmierć, zwierzęce żądze, to wszystko obraca się tu w zawrotnym tempie. Śmierć w tej spienionej mieszance zaczyna zresztą szybko  przeważać. Być może lepiej dla książki byłoby gdyby autor na takich składnikach poprzestał, dorzuca jednak warstwę  fantasy (?) który ma wyjaśniać ni mniej ni więcej tylko sens bytu. Twardoch Ameryki nie odkrywa, sensem bytu jest po prostu byt –  trąci niestety to nieco banałem. Niewątpliwe inspiracje Gombrowiczem:  bohater bezwolnie wlewa się w kolejne formy: syna, ojca, Polaka, Niemca, patrioty, zdrajcy, a gra idzie o to by się z formy wyzwolić. Przez Gombrowicza da się odszukać punkty styczne z Dukajem:  fascynacja formą władzy – formą niezwykle silną, zwierzęcą. Paradoksalnie  forma arystokraty  (władza) jest kluczem do wolności i  oświecenia.  Polecam: całość ocieka (dosłownie) czernią ale namacalna realność wizji, kojarząca mi się nawet z historią rękopisu który nie spłonął, wynagradza ją z nawiązką.