Od Spływ Wdą 2011 |
Cały spływ trwał 4 dni. Zrobiliśmy nie przemęczając i delektując się pięknymi widokami 68 km. Gotowaliśmy sami, spaliśmy pod namiotem, całkiem wygodnie na matach samopompujących, całą żywność i sprzęt zmieściliśmy bez problemu w cudownie pakownej kanadyjce. Wypożyczenie kanu i transport kosztowało 400 zł.
Ruszyliśmy z Czarnej Wody. Dojechaliśmy tam ze Swornych Gaci, gdzie w firmie agrokajaki wypożyczyliśmy kanu Discovery Scout firmy Old Town i gdzie został na zamkniętym parkingu nasz samochód. Scout okazał się cudownie pojemną kanadyjką. Bez problemu zmieściły się nasze bagaże: trzy-osobowy namiot, śpiwory, maty samopompujące, składany stolik, składane taborety, zapas żywności na 4 dni, ok. 14 litrów wody, maszynka do gotowania. Kanadyjka standardowo była dwuosobowa, ale na naszą prośbę firma bez problemu z Krakowa sprowadziła i zamontowała 3 ławeczkę dla naszego 8 – letniego syna. Na pokładzie zmieścił się jeszcze bez problemu nasz terrier szkocki Bolek. Bagaży weszło by bez problemu jeszcze więcej, żałowałem, że nie wziąłem np. wygodnego campingowego krzesła (albo dwóch !). W przyszłości, chętnie zabrał bym też np. taki wózek do bezproblemowego transportu kanadyjki na przenoskach…
Płynęliśmy bardzo spokojnie, Pierwszego dnia przenocowaliśmy na wielkim jak lotnisko polu namiotowym w Parcelach (16 zł) Nie licząc samotnego kajakarza, który połykał dziennie 40 km i zamierzał dotrzeć Wisłą do Gdańska, byliśmy sami. Horda mniej lub bardziej kajakarzy na szczęście popłynęła dalej i nie spotkaliśmy ich więcej. Mam nadzieję, że się nie potopili, bo mieli spore szanse. Później na polu „Boberek” w Młynkach (szał łódeczek z kory) i w zasadzie na dziko w lesie. Po drodze, w trakcie płynięcia kilkakrotnie łapał nas intensywny deszcz, ale byliśmy doskonale do niego przygotowani (kurtki i peleryny p. deszczowe), świeciło też intensywnie słońce.
Wda jest idealna dla początkujących. Bardzo leniwy nurt. Praktycznie zero przeszkód, dopiero na koniec pojawiają się zupełnie „treningowe” i łatwe do przejścia. Wokół dzika przyroda, mnóstwo śladów bobrów, znaleźliśmy nawet „bobrzy zrąb„. Podobno Brda (o zdecydowanie żywszym nurcie), którą płynęliśmy ładnych parę lat temu, wyposażona jest w super wyposażone (prysznice, sklepiki, itp, itd), ale dość drogie campingi.
Kanadyjka jest nieco trudniejsza w sterowaniu niż kajak (trzeba się tego w odróżnieniu od kajaka nauczyć), ale warto spróbować. O kanadyjce pisałem wcześniej.