[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=tync1dhDC1Q]
Dzień pierwszy, środa 10 czerwca, 9 km. We Wdzydzach Kiszewskich zostawiamy samochód (Kasię i Michała przywozi Mama Kasi, Tadeusza przywozi córka pod czujnym nadzorem żony) i ruszamy razem z łódkami do Borska. Kasia z Michałem płynie kanu Old Town Guide 158, my trzyławeczkową z oparciami Mad River. Ruszamy około 14-15, pod wieczór ścigamy się z wielką czarną chmurą i gdy dobijamy do pola namiotowego w Miedznie, na wysokim lewym brzegu zaczyna padać na dobre. Michał przyjmuje gradobicie na gołą klatę, ja długo szamoczę się z nowym namiotem (tylko raz go próbnie rozbijałem) i w efekcie wszystko co mam na sobie mam zupełnie mokre, namiot również jest zupełnie mokry.
Ania z Łukaszem chowają się pod ceratową, obszerną peleryną Ani i ulewa uchodzi im na sucho. Michał cały wieczór stara się powiększyć mikroskopijne ognisko ze szpilek sosnowych do normalnych rozmiarów, i dzięki jego wytrwałej pracy możemy podsuszyć mokre ubrania. W naszym namiocie, wystarczyło, że Ania wytarła wielką kałużę wody z podłogi – i już było sucho. Nie ma jak nowe tkaniny – wszystko wyschło błyskawicznie. W obozie zostajemy tylko z Mikołajem, panie z Tadeuszem wyprawiają się na wieczorną wyprawę do wiejskiej cywilizacji, poszukując otwartych sklepów zaliczają dwie okoliczne wsie, robiąc chyba co najmniej 8 km piechotą.
Dzień drugi, czwartek 11 czerwca – 12 km. Ruszamy około południa. Zwiedzamy rezerwat „Kręgi Kamienne w Odrach”. Mijamy wieś Wojtal. Na wysokości Czarnej Wody rozbijamy się na wysokim lewym brzegu na polu namiotowym z pokojami gościnnymi (nieczynnymi) prysznicem (nieczynym) umywalkami i kibelkiem oraz wysoką trawą. Tutaj nie jesteśmy sami, ale jest dość przestronnie. Rano budzi nas ziąb. Według prognozy miało być w czwartek 13 stopni, rano jest chyba nawet mniej. Łukasz wyposażony jest nawet w czapkę i rękawiczki, więc nie marźniemy.
Dzień trzeci, piątek 12 czerwca – ok. 21 km. Co jakiś czas mijamy się z grupką dość hałaśliwych Ślązaków, szybko mijamy parking za mostem w Czubku i płyniemy dalej. Droga mi się już trochę dłuży i jestem zmęczony, z ulgą przyjmuję propozyję biwaku „na dziko” na rozległej łące po prawej stronie rzeki, przed planowanym pierwotnie biwakiem w Małym Bukowcu. Dziki biwak jest oczywiście bardzo malowniczy, mamy możliwośc wypróbowania naszych trójnożnych stołków (z Ikea) i beczko – stolika (beczka z allegro, płyta stolika ze sklejki z supermarketu, podobnie gumowe spręzyny – naciągi, pomysł z tej strony). Testy wypadają bardzo pozytywnie :).
Dzień czwarty, sobota, 13 czerwca – ok. 20 km. Szybko dopływamy do pola przy leśniczówce w Młynkach. Jest zimno i wietrznie, spore grupy kajakarzy. Podejmujemy zgodnie decyzję, że na nocleg jest jeszcze za wcześnie i płyniemy dalej (dziewczyny chyba trochę żałują – jest ogólnodostępny prysznic z ciepłą wodą.) Pod wieczór dopływamy do Wdy. Po drodze płyniemy głównie dnem stromego wąwązu porośniętym lasem sosnowym. Dużo śladów bobrów (świeżych), głowienek startujących czasem niemal spod dzioba kanu. Poprzedniego dnia widzimy nawet kanię (chyba) no i stada pływających i latających jak ciężkie bombowce łabędzi. Pole za Wdą jest umiarkowanie interesujące i sporo tu kajakarzy. Gadamy trochę pod wiatą, spacer po słodycze do wsi (beze mnie). Rano na jedynastą zamawiamy transport.
Dzień piąty, niedziela, 14 czerwca. Koniec spływu. Dojeżdzamy do Wdzydz, obiad rybny w barze i powrót do Gdyni. Łącznie zrobiliśmy ok. 60 km, przy dość kiepskiej pogodzie…. Mam lekkie wrażnie, że spływ był nawet nieco za intensywny – ale chyba wszyscy mieli pewnien niedosyt pływania. Jak dla mnie mogliśmy płynąć lekko mniej intensywnie, ale kilka dni dłużej. Sprzęt wypożyczyliśmy w firmie Activitas. Przed spływem powiekszyłem zapasy worków wodoszczelnych (wszystkie ubrania mieliśmy w workach, jedzenie i buty w beczce), kupiłem też większy namiot hannah kanu i jedną matę samopompującą dla Ani, by się jej miękko spało (mata miała tylko 2 cm grubości, na oko wyglądała jak karimata, ale faktycznie komfort spania dużo wiekszy – 150 zł, Alpinus) bardzo sprawiły się też obszerne ceratowe poncha (60 zł sztuka).